Początkowo część Warszawy przejęła się losem zasłużonego klubu, niewiele jednak, poza dobrym słowem, z tego wynikało. Wielu kibiców wykupiło karnety na cały sezon, sponsorem został SKOK Wołomin, później także dwie firmy, Comarch i Drutex. Pieniądze jakie w ten sposób pozyskano były jednak małe i największym sponsorem klubu stali się jego kibice. Na mecze przychodziło czasami do czterech tysięcy widzów. Michał Listkiewicz, sympatyzujący z Polonią od dzieciństwa, zgodził się, aby mieszkanie po zmarłym członku rodziny mogli na jakiś czas zająć bezpłatnie zawodnicy spoza Warszawy. To są działania szczere, oddające stosunek wielu warszawiaków do klubu.

Problemem podstawowym jest to, że nie wiadomo, kto rządzi w Polonii. Trwa walka kilku grup, z których każda uważa, że ma jedynie słuszną koncepcję zarządzania. Wśród zainteresowanych losem Polonii są osoby poważne, jak Stanisław Speczik, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, biznesmen, delegat Polski w UEFA. Jest były prezes Polonii Grzegorz Popielarz, jest Jerzy Engel, który w Polonii grał, a jako dyrektor sportowy doprowadził ją do tytułu mistrza Polski.

Wiosną kimś w rodzaju mediatora i kandydatem na ewentualnego szefa klubu był Marek Tronina. Były dziennikarz sportowy, od lat znany jako dyrektor Maratonu Warszawskiego. Ale jego misja trwała tylko kilka tygodni. Przegrał, nie mogąc znaleźć wspólnego języka z kilkoma osobami. Trudno się dziwić, bo widzą one w Polonii tylko prywatny interes, chcą rządzić i zarabiać na sprzedaży jej wychowanków. Niektórzy przyzwoici ludzie już odeszli, innych, jak oddanego Polonii dziennikarza i społecznika Jacka Kamińskiego, po prostu przegnali kibice, bo oni też nie mówią na Konwiktorskiej jednym głosem.

Nie wiadomo, co będzie dalej, hasło „Polonia nigdy nie zginie", aktualne od dziesięcioleci, wraca w momentach zagrożenia bytu. Ale w trzeciej lidze potrzebni są lepsi zawodnicy, a trener Piotr Dziewicki nie może,  jak teraz, pracować społecznie. Potrzebne jest przede wszystkim stałe źródło finansowania, czyli poważny sponsor.

Mecze na Konwiktorskiej, ze swoją rodzinną atmosferą, z ciągle tymi samymi, pozdrawiającymi się kibicami, starymi trybunami, z imponującą jak na czwartą ligę oprawą, były czymś wyjątkowym. Nawet to, że po ostatnim meczu najlepszy strzelec Michał Strzałkowski oświadczył się na boisku swojej ukochanej, przypomina miejski folklor, który sprawia, że na Polonii piłka łączy. Szkoda, że nie wszystkich.