Kto się spóźnił, ten nie zobaczył dwóch bramek, które padły zaraz po rozpoczęciu meczu. Kiedy Leo Messi kopnął piłkę odbitą od słupka po strzale Angela di Marii, a bramkarzowi Vincentowi Enyeamie pozostało się tylko po nią schylić, wydawało się, że oto wraca wreszcie Argentyna, na jaką czekamy. Jej kibice tkwili w tym przekonaniu mniej więcej minutę.
Ledwo Nigeryjczycy wznowili grę na środku boiska, przerzucili piłkę na lewe skrzydło, skąd Ahmed Musa wbiegł w pole karne i strzelił bardzo ładnie obok słupka.
Ponieważ Argentyna miała zapewniony awans, a Nigerię mogło go pozbawić jedynie wysokie, a więc nierealne, zwycięstwo Iranu nad Bośnią i Hercegowiną, na boisku w Porto Alegre od czwartej minuty nikt się nie przemęczał. Trybuny ożywiły się tuż przed przerwą, kiedy Leo Messi strzelił piękną bramkę z rzutu wolnego.
Druga połowa rozpoczęła się tak jak pierwsza. Argentyńczycy jeszcze ustawiali się na boisku po wyjściu z szatni, kiedy Musa wykorzystał ten bałagan i wyrównał na 2:2. Ale kilka minut później po rzucie rożnym Marcos Rojo zdobył trzecią bramkę dla Argentyny. Tak już zostało, bo znając przebieg drugiego meczu w tej grupie, Argentyna i Nigeria wiedziały, że awansowały do fazy pucharowej, i oszczędzały siły. Leo Messi został zmieniony pół godziny przed końcem.
Po dwóch porażkach Bośnia i Hercegowina wreszcie pokazała, co potrafi, chociaż na tle Irańczyków, którzy już się wyeksploatowali, nie było to trudne. Pierwszą bramkę strzelił Edin Dżeko. Gdyby w meczu z Nigerią sędziowie uznali mu inną, też zdobytą prawidłowo, być może to właśnie drużyna z Bałkanów zajęłaby drugie miejsce. Bośniacy wracają do domu bez awansu, ale z podniesioną głową.