Nie było tylu goli co rok temu, kiedy Anglicy zwyciężyli na Allianz Arenie 3:2. Ale jeśli ktoś czuł się tego wieczoru znudzony, to znaczy, że nie kocha futbolu. Były ładne akcje i strzały, szybkie tempo, efektowne parady bramkarzy (głównie Joe Harta, Manuel Neuer miał mniej pracy) i sporne sytuacje w polu karnym.
Bayern mógł prowadzić już w pierwszej minucie – po kombinacyjnej akcji z Robertem Lewandowskim Thomas Mueller trafił w boczną siatkę. Harta próbowali pokonać i Mario Goetze, i David Alaba, udało się dopiero Jerome Boatengowi. Zbliżała się 90. minuta, gdy obrońca mistrzów Niemiec kopnął piłkę z kilkunastu metrów, a ta po rykoszecie od pleców Goetzego wpadła obok słupka do bramki. – To był bardzo ciężki mecz. Chcieliśmy go po prostu wygrać – opowiadał zdobywca gola.
Zmęczony Pep Guardiola, biegający przez całe spotkanie przy linii bocznej, po ostatnim gwizdku sędziego mógł z czystym sumieniem usiąść na ławce i napić się wody. Pierwszy krok po Puchar Europy został wykonany. I to bez leczących urazy Francka Ribery'ego czy Bastiana Schweinsteigera, z nie w pełni zdrowym Arjenem Robbenem.
– Na razie każdy z zawodników akceptuje fakt, że trochę czasu spędza na ławce. Ale w przyszłości, kiedy kontuzjowani piłkarze wrócą do pełnej dyspozycji, ruszy wyścig szczurów, a rezerwowi zaczną narzekać. To grozi eksplozją – uważa Ottmar Hitzfeld. Czy sprawdzą się prognozy trenera, który z Bayernem triumfował w Lidze Mistrzów w 2001 roku? Sprawdzimy za kilka miesięcy.
W drugim meczu tej grupy Roma nie dała szans CSKA Moskwa. Po dziesięciu minutach prowadziła 2:0, po trzydziestu już 4:0. Skończyło się na 5:1.