Gran Derbi: Dwóch nieprzyjaciół z boiska

Mecze Real – Barcelona to walka frankistowskiego reżimu z wolną Katalonią, awantura o Alfredo di Stefano, ambicje Johana Cruyffa, a dziś rywalizacja dwóch największych piłkarzy świata – Cristiano Ronaldo i Leo Messiego.

Publikacja: 25.10.2014 01:31

Cristiano Ronaldo i Leo Messi napędzają dziś nie tylko Real i Barcelonę, ale cały futbolowy świat /

Cristiano Ronaldo i Leo Messi napędzają dziś nie tylko Real i Barcelonę, ale cały futbolowy świat /

Foto: AFP, Quique Garcia Quique Garcia

Jeden z ideologów Barcy, kataloński pisarz Manuel Vazquez Montalban, napisał: „Potrzebujemy wielkiego Realu, by czerpać pewność ze zwycięstw i porażek. Nie ma nic bardziej przygnębiającego, niż wyobrazić sobie przyszłość ze słabym Realem. Gdyby tak się stało, zwiędłaby też Barcelona". Dziś jego życzenie się spełnia, obie drużyny są znakomite.

Utarło się przekonanie, że madrycki klub był oczkiem w głowie generała Franco i dzięki temu między 1955 a 1960 rokiem sięgnął po pięć pierwszych Pucharów Europy. Oczywiście Real mógł liczyć na pomoc i względy dyktatora, ale jego rola została zdemonizowana. Legenda mówi, że to po interwencji Franco do Madrytu z Barcelony została wykradziona pierwsza supergwiazda w dziejach futbolu Alfredo di Stefano. Zawodnik, który sprawił, że Real zamienił się w pierwsze mocarstwo hiszpańskiej i europejskiej piłki. Tymczasem to Barca pokpiła sprawę.

Di Stefano zdążył rozegrać w Barcelonie kilka meczów, żaden z nich nie był jednak oficjalny – a działacze klubowi organizowali je specjalnie po to, by Argentyńczyk czekający na wyrok FIFA w kwestii transferu nie zgnuśniał. Di Stefano był zawodnikiem River Plate Buenos Aires, gdy w 1949 roku w Kolumbii powstała nielegalna liga kaperująca najlepszych zawodników z Ameryki Południowej i niepłacąca ich dotychczasowym pracodawcom ani grosza. Di Stefano trafił do Millonarios Bogota. Po interwencji FIFA orzeczono, że wszyscy piłkarze, którzy trafili do pirackiej ligi, będą musieli po upływie kontraktów z Kolumbijczykami wrócić do klubów, z których odeszli. W styczniu 1955 roku di Stefano miał się więc zameldować z powrotem w River Plate. Millonarios zarabiali dzięki meczom pokazowym. To na turnieju w Madrycie w 1952 roku zorganizowanym na 50-lecie Królewskich Di Stefano zachwycił zarówno przedstawicieli Realu, jak i Barcelony.

Największy błąd Barcy

Real był klubem z aspiracjami, ale bez sukcesów. Od czasu gdy liga w 1939 roku wznowiła rozgrywki po wojnie domowej, nie zdobył żadnego mistrzostwa. Barcelona sięgała po tytuł już trzy razy, a jej największą gwiazdą był Ladislao Kubala. Di Stefano miał stworzyć z Węgrem atak marzeń. Wysłannicy Barcy dogadali się z River Plate, płacąc Argentyńczykom ?4 miliony pesos, i 22 maja 1953 roku Alfredo di Stefano wylądował w Madrycie, by stamtąd udać się samochodem (z noclegiem w Saragossie) do stolicy Katalonii. O całej sprawie dowiedział się jednak Alfredo Senior – prezes Millonarios, którego zawodnikiem do końca 1954 roku był di Stefano – i zablokował transfer.

Rozpoczęło się przeciąganie liny, w które coraz aktywniej włączał się Real. Wysłannicy Barcy spotkali się w Bogocie z Seniorem, który zażądał ?27 tysięcy dolarów (1,3 miliona pesos, czyli 1/3 tego, co Katalończycy zapłacili River) za odstąpienie swoich praw do zawodnika. Prezes Marti Carreto uznał tę propozycję za nie do przyjęcia. Problemów z wyłożeniem takiej sumy nie miał za to Real.

Mediatorem między klubami został prezydent hiszpańskiej federacji i wymyślił salomonowe rozwiązanie: Di Stefano miał rozegrać swój pierwszy i trzeci sezon w barwach Realu, a drugi i czwarty w Barcelonie. Tego było za dużo dla Katalończyków, którzy właśnie zdobyli dublet i czuli się na tyle mocni, że nie chcieli się dzielić piłkarzem. Zwłaszcza z Realem. Barca sprzedała swoje prawa do di Stefano Królewskim za 4 miliony pesos, a umowa została podpisana w wieczór poprzedzający El Clasico – 24 października 1953 roku. Następnego dnia Real wygrał 5:0, di Stefano zdobył dwa gole, a Real w tym sezonie sięgnął po pierwsze mistrzostwo po wojnie domowej, awansował do Pucharu Europy, który wygrał następnie pięć razy z rzędu.

Di Stefano zrewolucjonizował Real – z jego nazwiskiem nieodłącznie związane są trofea. Sid Lowe, autor świetnej książki o rywalizacji Realu i Barcelony „Fear and Loathing in La Liga", pisze, że o ile Real wygrał wojnę piłkarską z Barceloną, o tyle przegrał propagandową. To zespół z Madrytu zawsze był tym złym, podczas gdy Barca zdobywała serca fanów na całym świecie swoją piękną historią, w dodatku umiejętnie opowiadaną.

Barcelona była już bogata w legendę, mit klubu prześladowanego przez reżim frankistowski, gdy do Katalonii przybył Johan Cruyff, ale to pojawienie się Holendra, który stał się największym Katalończykiem wśród cudzoziemców, zmieniło Barcę w „więcej niż klub". Cruyff został sprzedany przez Ajax do Realu Madryt, ale nie lubił, by ktokolwiek decydował o Cruyffie, jeśli nie nazywał się Cruyff, dlatego do Realu nie przeszedł. Później prezes Królewskich Santiago Bernabeu mówił, że w Madrycie nie spodobał się charakter Holendra. W Barcelonie z kolei powstała wersja, podsycana przez samego zainteresowanego, że odrzucił ofertę Realu z powodów politycznych: nie chciał iść do reżimowego klubu.

Przez pięć lat Cruyff piłkarz zdobył tylko jeden tytuł – w swoim pierwszym sezonie w Katalonii. Gdy dołączał do zespołu, Barca była czwarta od końca, ale skończyła sezon jako mistrz – po raz pierwszy od 1960 roku. Dopiero jednak Cruyff trener nie tylko zdominował ligę (cztery tytuły z rzędu), ale dał też Barcelonie w 1992 roku upragniony Puchar Europy. Gdy jednak spytać, kiedy narodził się ten opiewany do dziś styl, niektórzy wskażą nawet konkretną datę – 17 lutego 1974 roku. Tego wieczoru Cruyff po raz pierwszy zagrał w El Clasico, strzelił gola, a Barcelona rozbiła bezradny Real na Bernabeu aż 5:0. Mecz z trybun oglądał 11-letni Emilio Butrageno, późniejszy wielki gracz Realu, który po latach przyznawał, że nie mógł oderwać oczu od Cruyffa.

Sid Lowe cytuje Carlesa Rexacha, ówczesnego piłkarza Barcelony, który tak opisuje to 5:0 na Bernabeu: „Graliśmy futbol, jakiego nigdy wcześniej nie widziano. To były narodziny stylu Barcelony: nieustanny atak, ustawianie linii obrony w środku boiska, tak Barcelona gra do dziś. Rinus Michels położył podwaliny swoją »Mechaniczną Pomarańczą« i futbolem totalnym, a później przyszedł Cruyff i przełożył to na praktykę".

Gwiezdne wojny

Istniała obawa, że w tym meczu Cruyff nie będzie mógł zagrać – jego żona Danny miała wyznaczony w tym czasie termin porodu. Dziesięć dni przed meczem para poleciała do Holandii, by tam Danny poddała się cesarskiemu cięciu. Syn został nazwany Jordi – na cześć patrona Katalonii. W czasach frankistowskich katalońska pisownia tego imienia była zakazana, ale Cruyff zarejestrował syna w Amsterdamie.

Di Stefano i Cruyff zrewolucjonizowali Real i Barcelonę, nadali tożsamość obu klubom. Dziś ich misję kontynuują Cristiano Ronaldo i Leo Messi. El Clasico to gwiezdne wojny napędzane ich rywalizacją. Argentyńczykowi brakuje jednego gola, by wyrównać 59-letni rekord Telmo Zarry w liczbie bramek strzelonych w lidze (251). Wielce prawdopodobne, że stanie się to w sobotę w Madrycie. Podrażniony portugalski gwiazdor przyjął wyzwanie – nikt w historii hiszpańskiej piłki nie strzelił tylu (15) goli w pierwszych ośmiu kolejkach. Jeśli Ronaldo utrzyma to tempo, wymaże historyczne dokonanie Messiego – 50 goli ligowych w sezonie – sprzed zaledwie dwóch lat.

Cristiano Ronaldo idealnie wpisuje się w historię Realu – sprowadzony za ogromne pieniądze, arogancki, ciężko pracujący na swoje kosmiczne statystyki. Messi jest ucieleśnieniem Barcelony – wychowanek dotknięty palcem bożym, talent w najczystszej postaci. Każdy kolejny rekord Messiego napędza Ronaldo, za kilka lat o pojedynku tych dwóch nadludzi będą powstawały książki i filmy. Tak jak o rywalizacji dzisiejszego Realu i Barcelony.

Sobotni mecz Real – Barcelona ?o 17.55 pokaże Canal+ Sport

Jeden z ideologów Barcy, kataloński pisarz Manuel Vazquez Montalban, napisał: „Potrzebujemy wielkiego Realu, by czerpać pewność ze zwycięstw i porażek. Nie ma nic bardziej przygnębiającego, niż wyobrazić sobie przyszłość ze słabym Realem. Gdyby tak się stało, zwiędłaby też Barcelona". Dziś jego życzenie się spełnia, obie drużyny są znakomite.

Utarło się przekonanie, że madrycki klub był oczkiem w głowie generała Franco i dzięki temu między 1955 a 1960 rokiem sięgnął po pięć pierwszych Pucharów Europy. Oczywiście Real mógł liczyć na pomoc i względy dyktatora, ale jego rola została zdemonizowana. Legenda mówi, że to po interwencji Franco do Madrytu z Barcelony została wykradziona pierwsza supergwiazda w dziejach futbolu Alfredo di Stefano. Zawodnik, który sprawił, że Real zamienił się w pierwsze mocarstwo hiszpańskiej i europejskiej piłki. Tymczasem to Barca pokpiła sprawę.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Piłka nożna
Lekko, łatwo i przyjemnie. Barcelona w półfinale Pucharu Króla, Robert Lewandowski odpoczywał
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Piłka nożna
PZPN zdecydował. Gdzie zagra w tym roku reprezentacja Polski?
Piłka nożna
Manchester City znalazł zastępcę dla Rodriego. Kim jest Nico Gonzalez?
Piłka nożna
Krzysztof Piątek w Stambule. Znów odpala pistolety
Piłka nożna
Premier League. Wielki triumf Arsenalu, Manchester City powoli ustępuje z tronu