Pierwsza porażka w tych eliminacjach, pierwsze stracone bramki – teoretycznie w Lublanie nie wydarzyło się nic takiego, by bić w dzwony alarmowe i podnosić larum. Piłkarze Jerzego Brzęczka wciąż są na pierwszym miejscu w grupie – nawet jeśli przegrają dziś z Austrią na Stadionie Narodowym, to będą na drugim miejscu, dającym bezpośredni awans. Sytuacja jest dobra. A jednak niepokój wydaje się uzasadniony.
Wytłumaczenie jest dość proste – przegrany mecz ze Słowenią w Lublanie niespecjalnie się różnił od tych, w których kadra Brzęczka zwyciężała. Poza wysoko wygranym spotkaniem z Izraelem (4:0) w pozostałych spotkaniach biało-czerwoni raczej siebie i kibiców męczyli. Oczywiście można się oburzać na takie stwierdzenie i powtarzać, że „najważniejsze są punkty i awans", ale jednak wyobraźnia podsuwa niespecjalnie wesołe obrazy, gdy zaczynamy myśleć o tym zespole na wielkim turnieju, przeciwko znacznie mocniejszym reprezentacjom niż te w naszej grupie.