Rzeczpospolita: Jak się panu podoba zakończenie sezonu zasadniczego?
Sebastian Mila: Na szczęście Lechii bezpośrednio ten bałagan nie dotyczył. Nawet zamieszanie z przywracaniem i odbieraniem punktu nie miało dla nas żadnego znaczenia. Wiedzieliśmy, że trzeba wygrać z Ruchem, aby znaleźć się w czołowej ósemce, i z takim nastawieniem wychodziliśmy na boisko. Natomiast z punktu widzenia piłkarza Ruchu czy Podbeskidzia to stres. Cieszę się, że nie znalazłem się w takiej sytuacji.
Może regulamin jest niesprawiedliwy?
Jest taki sam dla wszystkich. Lepszy jest ten, kto ma więcej punktów. Lechia przed meczem z Legią miała dwadzieścia kilka procent szans na miejsce w grupie mistrzowskiej. Ale dzięki remisowi w Warszawie i zwycięstwu nad Ruchem to miejsce sobie zapewniliśmy. Gdyby tydzień temu Ruch w ostatniej minucie meczu z Wisłą wykorzystał karnego, dającego remis, całego tego zamieszania może by nie było.
Lechia zremisowała z Legią na jej boisku, a teraz wygrała z Ruchem. Jesteście niepokonani od pięciu meczów. Dlaczego Lechia nie gra tak zawsze?