– Czasem warto przyhamować, żeby potem mocniej dodać gazu – twierdzi Robert Lewandowski. Po sześciu meczach bez gola (dwa w reprezentacji, dwa w Bundeslidze, dwa w Lidze Mistrzów) polski napastnik wreszcie się przełamał. „Wzór profesjonalizmu. Nie obraził się, a złość zamienił w pozytywną energię" – pisze agencja DPA, nawiązując do faktu, że kilka dni wcześniej spotkanie z Benficą Lewandowski zaczął na ławce.
W sobotni wieczór wrócił do podstawowego składu, grał przez pełne 90 minut. Trafił dwukrotnie po przerwie: najpierw po podaniu Arturo Vidala, później po dośrodkowaniu Rafinhi. 27 bramek to solidna zaliczka w walce o koronę króla strzelców (jego główny konkurent Pierre-Emerick Aubameyang zatrzymał się na 23).