Wydawałoby się, że kwalifikacje mundialu to dla topowych europejskich reprezentacji co najwyżej obowiązkowy spacerek, ale kiedy spojrzy się na historię, bardziej przypominają one drogę krzyżową. Najlepszym przykładem jest Holandia, która na dwadzieścia edycji mistrzostw świata pojechała raptem na dziesięć. Trzeba wprawdzie pamiętać, że w latach 1930, 1950 i 1954 ten kraj w ogóle nie brał udziału w eliminacjach, ale to i tak wciąż marny wynik. Oranje wywracali się w kwalifikacjach nawet wtedy, kiedy dopiero co sami wyznaczali piłkarskie trendy. Nie dostali się do MŚ 82’ i 86’, chociaż w latach 70. dwukrotnie zdobywali wicemistrzostwo świata rozsławiając swój futbol totalny. Do listy wstydu cegiełkę dołożył m.in. Leo Beenhakker, który w 1985 r. przejął drużynę po Rinusie Michelsie. Przegrał jednak prestiżowy baraż z Belgią i to ona awansowała na mundial w Meksyku. Zawalił dwumecz (porażka 1:0 w Belgii i wygrana tylko 2:1 u siebie), chociaż zespół miał mocny – grali już w nim tacy zawodnicy jak Gullit, Rijkaard czy van Breukelen.