A jeśli Polacy będą grali zawsze tak, jak w piątkowy wieczór, to spoiwo będzie jeszcze mocniejsze. Reprezentacja rozegrała bodaj najlepszy mecz w tym roku. Do tej pory miewała dobre kwadranse, ale potrafiła stracić przewagę w kilka minut. Albo dobra pierwsza połowa, albo druga, rzadko obydwie. Tym razem wszystko grało (raczej wszyscy grali) tak, jak należy.
Zabrakło Arkadiusza Milika to Adam Nawałka wzmocnił linię pomocy, zostawiając z przodu tylko Roberta Lewandowskiego. On w Bayernie też jrst jedynym napastnikiem i drużyna dobrze na tym wychodzi. W Bukareszcie poniewierali go obrońcy, petardą ogłuszyli rumuńscy patrioci, a Lewandowski otrzepał się i jeszcze po tym incydencie strzelił dwie bramki.
Pomysł z pięcioosobową drugą linią zdał egzamin. W środku boiska Polacy (mimo kolejnego słabego występu Grzegorza Krychowiaka) zdominowali przeciwników, którzy przez cały mecz nie potrafili wyprowadzić z tej strefy boiska ani jednej groźnej akcji. Im dłużej i częściej będą grali Karol Linetty oraz Piotr Zieliński, tym lepiej dla nich i reprezentacji. Z czasem to oni powinni nią dyrygować.
Na razie są od nich lepsi. O klasie Lewandowskiego nie ma co pisać - każdy widzi jak wygląda brylant. Tacy doświadczeni piłkarze jak Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek to dla reprezentacji skarby. Piszczek rozegrał być może najlepszy mecz w kadrze.
Cała linia obrony tym razem nie popełniła większych błędów. Wrócił Michał Pazdan i pierwszy raz w tych eliminacjach Polska nie straciła bramki. Jak się zatrzymuje Cristiano Ronaldo to gra przeciw Florinowi Andone staje się niemal sparingiem. Pewność siebie Kamila Glika czy Artura Jędrzejczyka, znanych z występów w dobrych ligach też musiała odebrać Rumunom nieco wiary, że można polską defensywę pokonać. Do tego bezbłędny, wnoszący dużo spokoju Łukasz Fabiański.