"Rzeczpospolita": Wszyscy zachwycamy się meczem Polaków w Bukareszcie, ale kibice nie analizują go tak jak trenerzy. Co się panu podobało, a co by pan zmienił w naszej drużynie?
Michał Probierz: Też byłem pod wrażeniem. Każdy piłkarz powołany do kadry potrafi grać, co do tego nie ma wątpliwości. Tyle że tym razem poza normalną mobilizacją przed ważnym meczem pojawiło się coś nowego. Atmosfera wokół kadry po tak zwanej aferze alkoholowej wyraźnie gęstniała. Jeśli pojawia się coś na kształt wspólnego wroga, a w tym wypadku jakieś zjawisko, które przeszkadza grupie, to ona się jednoczy. Takie sytuacje scalają. Dla nas, Polaków, to typowe. Zawodnicy chcieli pokazać, że chociaż coś złego się wydarzyło, to już jest etap zamknięty. Oceniajcie nas za to, jak gramy, a nie jak pijemy.
Libacja jako forma integracji to nic nowego w polskiej i chyba nie tylko polskiej piłce...
Żartujemy, bo dobrze się skończyło. Ale uważam, że Adam Nawałka podejmował słuszne decyzje. O wysokości kar finansowych i tym, kogo one dotknęły, wiedzą tylko zainteresowani. Trener nikogo nie odsunął, bo trudno ukarać jednego, skoro winnych było podobno kilku. Oczywiście trener w takich sytuacjach zawsze podejmuje ryzyko. Gdybyśmy w Bukareszcie przegrali, a jeszcze nie daj Boże po słabej grze, zapewne jako przyczynę porażki wskazywano by wszystkie te niechlubne okoliczności. Nawałka wiedział, co ma robić, a zwycięstwo ten temat zamyka.
Czyli mamy reprezentację, na którą można liczyć?