Dwanaście bramek, rekord w historii Ligi Mistrzów, z niechlubnym udziałem polskiego mistrza. Zupełnie jakby obydwie drużyny wybrały wariant gry bez obrońców. Kiedy wynik brzmiał 6:3 dla Borussi kolega napisał mi sms, że po porażce w pierwszym secie 0:6, w drugim Legia przegrała do trzech. Ale to było coś więcej niż dwa sety. Kiedyś Legia przegrała z Bayernem w Warszawie 3:7 (trenerem był Andrzej Strejlau), teraz było gorzej.
Wydawało się, że już Jacek Magiera poukładał Legię do kupy i tak rzeczy jak 0:6 już się jej nie przytrafią. Poukładał, ale nie był w stanie zrobić nic ponadto, co zrobił. Może w tym meczu zbyt zaufał intuicji i niektórym zawodnikom. Wystawienie do bramki Radosława Cierzniaka okazało się ryzykiem na pograniczu desperacji. Magiera chciał go nagrodzić za dobrą pracę na treningach, a nieświadomie wyrządził mu krzywdę. Cierzniak nie tylko nie obronił w praktyce żadnego strzału, ale nie był też w stanie naprawić błędów obrońców, którzy się w tym meczu prześcigali w kategorii: kto ich popełni więcej. Bramkarz jest tylko jednym z przegranych, ale nie winowajcą. Właściwie, nie było winowajcy, była przepaść w umiejętnościach piłkarzy po obydwu stronach.
Zestawienie obrony Legii też okazało się niefortunne. Być może Michał Pazdan z Jakubem Rzeźniczakiem na środku sprawowaliby się lepiej niż Pazdan z Jakubem Czerwińskim. Ale jak Czerwiński może dawać sobie radę w Lidze Mistrzów, skoro gra przeciętnie w ekstraklasie.
Po raz kolejny okazało się, że Guilherme, błyszczący techniką, sprytem i szybkością na tle obrońców ekstraklasy, w meczach o wyższą stawkę, z silnymi przeciwnikami nie daje sobie rady.
Chwali się Jackowi Magierze, że nie sugeruje się nazwiskami, stawia na piłkarzy znajdujących się w najlepszej formie. Początkowo, po przyjściu do Legii jakby nie dostrzegał Aleksandara Prijovicia i miał po temu sto powodów. Ale Prijović chyba też zrozumiał, że nie gra się za nazwisko, wziął się do roboty i rozegrał mecz życia. Mecz? Trzy razy dotknął piłkę i dwa razy trafił do bramki. Wszedł słabszy do tej pory Nemanja Nikolić i też zdobył gola.