Reklama
Rozwiń

Rozmowa z Michałem Probierzem, trenerem Jagiellonii Białystok

Michał Probierz, trener Jagiellonii Białystok o podziale punktów w ekstraklasie.

Aktualizacja: 04.04.2017 20:34 Publikacja: 04.04.2017 18:25

Rozmowa z Michałem Probierzem, trenerem Jagiellonii Białystok

Foto: Fotorzepa, Grzegorz Rutkowski

Rzeczpospolita: Który klub tym razem wytypuje pan na mistrza?

Michał Probierz: Nie ma o czym mówić, zdecydowanymi faworytami są Legia, Lech i Lechia. My z naszym budżetem 18 milionów złotych jesteśmy w tym towarzystwie kopciuszkiem. Jasne, mamy ogromną szansę i będziemy walczyć. Ale nasza liga jest chora. Od początku mówiłem, że cała ta reforma jest nietrafionym pomysłem. Tak naprawdę wszystko rozstrzygnie się po podziale punktów, na przestrzeni miesiąca. Gdybyśmy mieli normalne rozgrywki i trzy kolejki do końca sezonu, to oczywiście Jagiellonia byłaby faworytem, bo zajmujemy pierwsze miejsce w tabeli. Ale nasza liga normalna nie jest.

W środowisku krąży żart, że pańskie typowanie kolejnych zespołów na mistrza jest jak pocałunek śmierci. Najpierw wskazał pan Lechię, dziś klub z Gdańska jest już czwarty w tabeli, później pogratulował Lechowi dubletu i od tamtej pory zespół z Poznania nie wygrał meczu w lidze.

Ale Lech wciąż jest bliżej mistrzostwa niż my, nawet jeśli ostatnie dwa spotkania zremisował. Proszę popatrzeć, ilu zawodników do dyspozycji ma trener Nenad Bjelica, a ilu ja. Przecież tam, jeśli jeden piłkarz zostanie zawieszony za kartki czy dozna kontuzji, natychmiast wskakuje w jego miejsce inny, który nie obniża poziomu zespołu. Lech robi transfery za poważne pieniądze. Tymczasem do nas, owszem, zimą trafił Cillian Sheridan, ale to jedyny transfer za gotówkę. I tym bardziej wielki szacunek dla szefów Jagiellonii, że kiedy pojawiła się okazja, umieli o takiego zawodnika powalczyć. Ale do poziomu Lecha, Legii i Lechii wciąż nam bardzo daleko.

Jak wąską ma pan kadrę, pokazał ostatni mecz z Termalicą. Kontuzji doznał Konstantin Vassiljev, który nie zagra do końca sezonu zasadniczego, i od razu wasza gra straciła płynność.

Nikogo nie trzeba przekonywać, jak ważną dla nas postacią jest Kostia. Tym bardziej szacunek należy się całej drużynie, że mimo straty lidera potrafiła rozdzielić tę odpowiedzialność między siebie i wygrać mecz. Może będzie on ważnym momentem dla moich zawodników, może zrozumieją, że odpowiedzialność rozkłada się na nich wszystkich. Bruk-Bet zabrał punkty Legii, Lechii i Lechowi, tym bardziej jestem z moich piłkarzy dumny.

Stać pana na deklarację, że Jagiellonia walczy o tytuł, czy dalej będzie pan mówił o rywalizacji wielkiej trójki?

Ale ja zwracam tylko uwagę na to, z kim przyszło nam rywalizować. Legia ma budżet na poziomie 150 milionów złotych, a Lech ponad 80. W każdej lidze raz na dekadę zespół z drugiego planu, biedniejszy, zdobywa mistrzostwo, co jest wielką sensacją. Najlepszym przykładem jest oczywiście Leicester w Anglii w zeszłym sezonie. Ale jak powiedziałem, coś takiego zdarza się raz na kilka lat, w dodatku tylko w normalnej lidze. A u nas sprawa tytułu rozstrzygnie się dopiero po tym chorym podziale punktów. Brakuje tylko tego, by mistrzostwo zdobyła drużyna z ósmego miejsca w sezonie zasadniczym. Może wtedy ci, którzy ten system wymyślili, w końcu się obudzą.

Reforma premiuje mocniejsze kluby?

Zdecydowanie. Proszę zobaczyć, ilu zawodników w Jagiellonii jest zagrożonych pauzą za kartki. Ale spokojnie, robimy wszystko, by utrzymać pozycję lidera, wygrać te trzy mecze, które zostały do końca sezonu zasadniczego, a później się wszystko rozstrzygnie. Poza tym reforma powoduje, że trenerzy się boją. Pomysłodawcy wciąż bronią tego przedziwnego pomysłu, mówią, że nie ma meczów o nic. Ale powtarzam, że gdyby były w tym sezonie normalne rozgrywki, to cztery zespoły biłyby się o mistrza, a siedem o uniknięcie spadku. Czyli też nie byłoby meczów o nic. Przez tę presję na końcu rozgrywek nikt nie promuje młodzieży. Wszyscy trenerzy kurczowo trzymają się tych samych nazwisk. A przecież kiedyś ta młodzież musi zacząć grać.

Ten jeden punkt przewagi Jagiellonii to jednak bardzo mało. Każdy błąd może oznaczać stratę pierwszego miejsca.

Lepiej mieć tylko jeden punkt przewagi niż aż jeden straty.

Nie boi się pan, że typując innych do roli faworyta, zdejmuje ze swoich piłkarzy poczucie odpowiedzialności?

Po pierwsze, to jak pokazują wyniki – nie. W ostatnich czterech spotkaniach odnieśliśmy trzy zwycięstwa i raz zremisowaliśmy. Po drugie, my nie mamy żadnej presji. My się bawimy tą walką o mistrzostwo. Przecież nas nikt nie typował do gry o tytuł.

No i znowu. Trzy kolejki do końca sezonu zasadniczego, a pan mówi o zabawie.

Bo taka jest prawda. Zresztą nie ma co w ogóle o tym myśleć, jak już powiedziałem – liga rozstrzygnie się podczas tych siedmiu dodatkowych kolejek po podziale punktów. Dziś wygląda na to, że walczą o mistrzostwo cztery zespoły, ale nikt nie wie, jak to będzie wyglądało za miesiąc. ©?

—rozmawiał Piotr Żelazny

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku