Rzeczpospolita: Który klub tym razem wytypuje pan na mistrza?
Michał Probierz: Nie ma o czym mówić, zdecydowanymi faworytami są Legia, Lech i Lechia. My z naszym budżetem 18 milionów złotych jesteśmy w tym towarzystwie kopciuszkiem. Jasne, mamy ogromną szansę i będziemy walczyć. Ale nasza liga jest chora. Od początku mówiłem, że cała ta reforma jest nietrafionym pomysłem. Tak naprawdę wszystko rozstrzygnie się po podziale punktów, na przestrzeni miesiąca. Gdybyśmy mieli normalne rozgrywki i trzy kolejki do końca sezonu, to oczywiście Jagiellonia byłaby faworytem, bo zajmujemy pierwsze miejsce w tabeli. Ale nasza liga normalna nie jest.
W środowisku krąży żart, że pańskie typowanie kolejnych zespołów na mistrza jest jak pocałunek śmierci. Najpierw wskazał pan Lechię, dziś klub z Gdańska jest już czwarty w tabeli, później pogratulował Lechowi dubletu i od tamtej pory zespół z Poznania nie wygrał meczu w lidze.
Ale Lech wciąż jest bliżej mistrzostwa niż my, nawet jeśli ostatnie dwa spotkania zremisował. Proszę popatrzeć, ilu zawodników do dyspozycji ma trener Nenad Bjelica, a ilu ja. Przecież tam, jeśli jeden piłkarz zostanie zawieszony za kartki czy dozna kontuzji, natychmiast wskakuje w jego miejsce inny, który nie obniża poziomu zespołu. Lech robi transfery za poważne pieniądze. Tymczasem do nas, owszem, zimą trafił Cillian Sheridan, ale to jedyny transfer za gotówkę. I tym bardziej wielki szacunek dla szefów Jagiellonii, że kiedy pojawiła się okazja, umieli o takiego zawodnika powalczyć. Ale do poziomu Lecha, Legii i Lechii wciąż nam bardzo daleko.
Jak wąską ma pan kadrę, pokazał ostatni mecz z Termalicą. Kontuzji doznał Konstantin Vassiljev, który nie zagra do końca sezonu zasadniczego, i od razu wasza gra straciła płynność.