Korespondencja z Paryża
Włodarczyk ma 38 lat. Bierze udział w swoich piątych igrzyskach, mimo że niektórzy wątpili, czy zdoła się zakwalifikować. Trudno oszukać czas, a ona przecież jeszcze w 2022 roku straciła kilka miesięcy przez kontuzję, której miała doznać w pogoni za złodziejem. Mistrzostwa świata (2022) zakończyła na eliminacjach z wynikiem 71.17 m, ale już na mistrzostwach Europy (2023) 72,92 m dało jej złoto.
Jest mistrzynią, która przeniosła rzut młotem w inny wymiar. Wielokrotnie słyszeliśmy od jej rywalek, że to wzór, a DeAnna Price nazwała nawet Polkę „słodką dziewczyną”. Ten bagaż doświadczenia był podstawą nadziei, że Włodarczyk w Paryżu zaskoczy nas podobnie, jak w Tokio, gdzie potwierdziła, że doskonale wie, jak wyszykować najwyższą formę na imprezę czterolecia.
Czytaj więcej
Świątek to największa gwiazda polskiego sportu, a Swoboda - sportowej popkultury
Paryż 2024. Czy Anita Włodarczyk może utrzymać imperium i zdobyć olimpijskie złoto
Dziś sytuacja jest jasna. Włodarczyk Przyleciała na igrzyska jako legenda, ale nie faworytka, skoro legitymowała się 18. wynikiem światowych tabel. Eliminacje były próbą nerwów - dla kibiców, nie dla niej. Wyszła na rzutnię, zrobiła swoje, a my odliczaliśmy rywalki i sprawdzaliśmy kolejność. Włodarczyk ostatecznie awansowała do 12-osobowego finału właśnie z dwunastym wynikiem.
- To nie był mój dzień. Byłam zbyt spokojna i, o dziwo, czekając do końca nie stresowałam się. Było blisko, ale to już historia, więc mogę koncentrować się na finale - podkreśla Włodarczyk i zapewnia, że stać ją podczas konkursu na próby lepsze niż w kwalifikacjach. - Mam nadzieję, że najpierw rzucę na zaliczenie, a później zacznę się rozkręcać. W treningu osiągałam na luzie 73-74 metry.