Korespondencja z
Paryża
Piłka nożna nie jest najważniejszą z
olimpijskich dyscyplin, ale organizatorzy wiedzieli, że jeszcze przed ceremonią otwarcia dojdzie na igrzyskach do wydarzenia wymagającego
specjalnego nadzoru, czyli spotkania Izraela z Mali. - Ten mecz jest wydarzeniem geopolitycznym i przywiązujemy
do niego wyjątkową uwagę - podkreślał minister spraw wewnętrznych Gerald
Darmanin.
Nie wiedział jeszcze, że spotkanie zbiegnie się w czasie z wizytą premiera Benjamina Netanjahu w amerykańskim Kongresie, co jedynie podniosło oczekiwaną temperaturę wydarzeń. Spodziewaliśmy się manifestacji pod stadionem i na trybunach, zwłaszcza że Susanne Shields z „Europalestine” otwarcie zapowiadała na łamach „Guardiana” protest przeciwko „ludobójstwu w strefie Gazy”.
Czytaj więcej
Francuzi balansują na cienkiej granicy między bezpieczeństwem i celebracją. Paryż zaprasza świat, ale – choć tak otwartych igrzysk nie było od lat – rewersem radości pozostaje strach.
Mali — Izrael. Ochrona studziła gorące głowy
Kibiców, których białe koszulki utworzyły hasło „Wolna Palestyna”, zobaczyliśmy na trybunach już na początku meczu, ale szybko ich z trybun wyproszono. Hymn usłyszeliśmy tak naprawdę tylko jeden — ten malijski, radośnie odśpiewany — bo izraelski zakłóciło buczenie, co wydawało się dowodem, że tego dnia na trybunach dominuje raczej paryska społeczność muzułmańska.
Kiedy niewielka grupka fanów z flagami Palestyny — a także, choć tylko na chwilę, naklejonymi na koszulkach hasłami: „Na pomoc Gazie, Palestyna wciąż jest żywa” - pojawiła się na trybunie honorowej, ochrona interweniowała ponownie, skutecznie gasząc potencjalny pożar. Izraelscy fani tłumaczyli, że są prowokowani, ale nikt machania palestyńską flagą na igrzyskach jeszcze nie zakazał.