Czteropunktowe zwycięstwo oznacza remis w bezpośredniej rywalizacji z Bułgarami (w Sofii przegraliśmy 70:74). Mogły być dwa punkty więcej dla Polski, ale wsad Macieja Lampego w ostatniej akcji meczu sędziowie uznali za wykonany już po upływie czasu gry. Trzeba się cieszyć i z takiego wyniku, bo Polacy byli bliscy przegranej, jak w meczu wyjazdowym.
Na 36 s przed końcem faulowany przy rzucie z dystansu Chavdar Kostow wykonywał trzy rzuty wolne i mógł doprowadzić do wyrównania. Trafił tylko dwa i było tylko 72:71 dla Polski. W kolejnej akcji,13 s przed końcem, za trzy punkty trafił jednak Thomas Kelati – 75:71.
Najważniejsze jest zwycięstwo. Jego rozmiary i tak nie będą miały znaczenia, jeśli Bułgaria wygra w czwartek z Belgią u siebie, a nasza reprezentancja na zakończenie eliminacji wygra w niedzielę z Belgią w Antwerpii. Wówczas będziemy mieli najkorzystniejszy bilans zwycięstw i porażek w bezpośrednich spotkaniach trzech zespołów (Belgia, Polska, Bułgaria lub Gruzja), rywalizujących o pierwsze miejsce w grupie. Teraz więc kibicujemy Bułgarii.
Mecz w Katowicach był podobny do tego z Sofii. Polacy, dzięki dobrej grze Marcina Gortata, w 32. minucie prowadzili 59:48 po dwóch kolejnych trójkach Łukasza Majewskiego, ale najlepszy strzelec rywali Filip Widenow niemal w pojedynkę odrobił te straty i zrobiło się bardzo nerwowo. Dobrze, że na dwie minuty przed końcem popełnił piąty faul, bo nie wiadomo, jak wyglądałaby końcówka.
[ramka]