To była kolejka dla ludzi o silnych nerwach. Przed niedzielnymi meczami jeszcze wszystko było możliwe, a pewny pierwszego miejsca przed kolejną fazą rozgrywek był tylko Trefl Sopot. Reszta zespołów albo walczyła o miejsce premiowane awansem, albo o jak najlepsze rozstawienie. I nikt niczego nie mógł być pewien.
Największe emocje zapowiadały się w Koszalinie i Wrocławiu. AZS i Śląsk walczyły korespondencyjnie o szóste miejsce w tabeli i nie tylko musiały wygrać swoje mecze, ale też pilnie nasłuchiwać wieści.
Nic dziwnego, że zawodnikom trzęsły się ręce. W Koszalinie rzuty za 3 punkty Igora Milicicia i Kamila Łączyńskiego pozwoliły gospodarzom prawie odrobić straty z pierwszej połowy, ale do zwycięstwa zabrakło sekund. AZS przegrał z Czarnymi Słupsk 67: 69.
Jeśli wynik z Koszalina znali Robert Skibniewski i Paul Graham, to wykazali się odpornością psychiczną. W końcówce meczu, przy prowadzeniu gości z Poznania trafiali rzuty wolne i wyprowadzili zespół na prowadzenie. Ostatecznie Śląsk wygrał 81:77 i jest szósty.
W czołówce tabeli też był spory ruch. Anwil Włocławek miał nadzieję na zajęcie drugiego miejsca, ale potrzebował do tego wyjazdowego zwycięstwa nad jedną z najsłabszych drużyn sezonu – AZS Politechniką Warszawską.