Tym razem udało się gdynianom powstrzymać najlepszego strzelca Euroligi Linasa Kleizę, który w dwóch poprzednich spotkaniach tych drużyn w Pireusie zdobywał po 26 punktów. Teraz pilnowany na zmianę przez Ronniego Burrella i Jaglę litewski skrzydłowy, który w każdym dotychczasowym meczu Euroligi miał dwucyfrową zdobycz, uzyskał zaledwie 9 punktów, przy miernej skuteczności (3/8 za dwa, 1/4 za trzy) i miał tylko jedną zbiórkę. Dwukrotnie sędziowie odgwizdywali mu błędy kroków i raz faul techniczny, będący wyrazem frustracji zawodnika.
Może za bardzo chciał wygrać? Szefowie Olympiakosu obiecali Kleizie, że w przypadku awansu drużyny wywalczonego w Polsce, od razu z Gdyni, będzie mógł pojechać na święta wielkanocne do rodzinnego Kowna. Z pewnością zależało mu na jak najwcześniejszym rozpoczęciu urlopu okolicznościowego. Plany pokrzyżowali gracze Prokomu.
Tuż przed meczem Kleiza, do niedawna grający w NBA w zespole Denver Nuggets, witał się z oglądającymi mecz w miejsc prasowych skautami klubów NBA – Jeffem Wiltmanem z Milwaukee Bucks i Miltem Newtonem z Toronto Raptors. Co ich sprowadziło do Gdyni? – Chcemy po prostu zobaczyć mecz. Przyjrzeć się niektórym zawodnikom z jednej i drugiej drużyny – mówił „Rz” ten pierwszy w przerwie spotkania.
[srodtytul]Logan rzuca i blokuje[/srodtytul]
Później zobaczyli jeszcze ciekawsze widowisko. Olympiakos zerwał się do odrabiania strat. Po punktach Nikoli Vujcicia i Josha Childressa już po pięciu minutach było tylko 48:45 dla Asseco, ale gracze trenera Tomasa Pacesasa nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa. Powiększyli przewagę po trzypunktowych rzutach Jagli i Woodsa. Celnie z dystansu w ważnym momencie rzucił także Łukasz Seweryn, który przez trzy i pół minuty zastępował Woodsa (w całym meczu Prokom trafił 11 z 26 rzutów za trzy, Olympiakos – 7 z 26).
Wypoczęty Woods w ostatniej kwarcie utrzymywał kilkupunktową przewagę Asseco, w swoistym pojedynku na akcje z Childressem. Po przerwie lider zespołu z Gdyni zdobył 13 ze swoich 18 punktów. Rywale ostatnim wysiłkiem zbliżyli się jednak na dwa punkty. Na 34 sekundy przed końcem mistrzowie Polski prowadzili tylko 78:76 i wówczas piłka trafiła do Davida Logana. W nieco podobnej sytuacji z pierwszego meczu w Pireusie Loganowi nie udało się zdobyć punktów, które wówczas dawały wyrównanie i ewentualną dogrywkę.