Jak przed rokiem spotkaniom BC Chimki w hali przy ulicy Kirowa towarzyszy płynąca z głośników melodia „Podmoskiewskie wieczory”. Dawny przebój Jerzego Połomskiego i sygnał moskiewskiego radia zawodnikom trenera Tomasa Pacesasa nadal będzie się kojarzył z porażką. I złością na samych siebie.
Przed rokiem Prokom przegrał 67:89, tocząc wyrównany pojedynek tylko przez kwadrans. Teraz sił i umiejętności starczyło do końca. W ostatnich minutach, gdy Chimki prowadziły tylko 79:76 biegnący po przechwycie do kontrataku J.R. Giddens popełnił faul ofensywny. Kto wie, jaki byłby wynik, gdyby sędziowie nie odgwizdali tego przewinienia.
Gospodarze mieli jednak w składzie Keitha Langforda, który przed rokiem rozegrał najlepsze spotkanie w całym sezonie Euroligi, a teraz też był gwiazdą pierwszej wielkości. Zdobył 17 punktów, miał 6 zbiórek.
Trafiał do kosza w najtrudniejszych dla zespołu momentach, jak w końcowce meczu, gdy rywale zbliżyli się na odległość jednego celnego rzutu. W Prokomie, po odejściu Davida Logana i Qyntela Woodsa, taki gracz dopiero się rodzi. Może będzie nim J.R. Giddens, może stary znajomy Daniel Ewing? Goście rozpoczęli nerwowo, nie potrafili powstrzymać trzypunktowycgh rzutów rywali (w całym meczu 10/23 wobec 5/17 Prokomu), którzy w 7. minucie prowadzili 16:6. Wydawało się, że pech nie odstępuje od Asseco Prokomu, gdy w 13. minucie, przy prowadzeniu rywali 23:14, boisko musiał opuścić jego podstawowy gracz Bobby Brown. Były gracz NBA popełnił wówczas drugi niesportowy faul na Witaliju Fridzonie, który na połowie boiska odebrał mu piłkę w koźle i biegł do kontrataku. Taka recydywa kosztuje dyskwalifikację i Amerykanin poszedł do szatni. Utrata zawodnika paradoksalnie podziałała korzystnie na drużynę trenera Tomasa Pacesasa, która od tego momentu zaczęła odrabiać straty.
Swoje wielkie możliwości pokazał debiutujący w gdyńskim zespole J.R. Giddens, zdobywający efektowne punkty na różne sposoby. To jego akcje oraz Daniela Ewinga i Ratko Vardy pozwoliły zmniejszyć straty przed przerwą do dwóch punktów.