Sprawa rozbiła się o ubezpieczenie Marcina Gortata. Polskiemu Związkowi Koszykówki nie udało się znaleźć firmy, która spełniłaby wymagania zawodnika i jego agenta.
Chodzi o zabezpieczenie kontraktu Gortata z Phoenix Suns (ok. 22 mln dolarów przez najbliższe trzy lata) w momencie, gdyby odniósł on kontuzję wymagającą kilku miesięcy leczenia, a w tym akurat czasie skończyłby się lokaut w NBA. W takiej sytuacji klub miałby podstawy do zwolnienia gracza. Standardowe ubezpieczenia pokrywają tylko część kwoty kontraktu wyłącznie na czas rehabilitacji, a to oznaczałoby ryzyko utraty przez zawodnika wynegocjowanych z klubem zarobków.
- Nie chodzi o kwotę polisy, pieniądze są, tylko o to, że nie udało się znaleźć ubezpieczyciela, który spełniłby wymagania moje i mojego agenta - mówił Gortat w środę po treningu kadry w Legionowie. - Chcę grać w reprezentacji, ale nie mogę ryzykować utraty pozycji i pieniędzy, na które pracowałem dziesięć lat. Na Litwę nie jadę, ale w przyszłości zdążę jeszcze zagrać w mistrzostwach Europy. W ostatnich dniach i tak zachowałem się trochę nieodpowiedzialnie, za co dostałem burę od agenta. Trenowałem z reprezentacją na własne ryzyko. Pojechałem z drużyną na Cypr. Niestety, nie mogłem wystąpić w żadnym meczu. Mamy w kadrze utalentowanych chłopaków. Myślałem, że potrenuję z nimi, pokażę rzeczy, których się nauczyłem od samego Hakeema Olajuwona. Niestety, teraz nie będę miał tej szansy.
Brak ubezpieczenia komplikuje także sprawę gry Gortata w innym klubie na czas lokautu w NBA. - Skoro nie udało się znaleźć polisy na grę w mistrzostwach Europy, nie znajdziemy jej także na występy w klubie. Oznacza to dla mnie rok gry... na komputerze - mówi Gortat, który w środę wieczorem miał opuścić zgrupowanie kadry w Legionowie.
W czwartek reprezentacja Polski, już z Szymonem Szewczykiem, który dołączył do kolegów jako ostatni, wyjeżdża do Włoch, gdzie od piątku do niedzieli zagra w kolejnym towarzyskim turnieju, tym razem z Grecją, Włochami oraz Bośnią i Hercegowiną.