Wyruszyli jak zawsze z Les Sables-d'Olonne – portowego miasta na atlantyckim wybrzeżu Francji, w departamencie Wandea. Na starcie pojawiły się aż 33 jachty, w większości francuskie, sześć prowadzonych przez kobiety.
Przed 31 laty wybitny francuski żeglarz i nurek Philippe Jeantot zaproponował samotne ściganie się dookoła świata bez możliwości postawienia stopy na lądzie, bez prawa do jakiejkolwiek pomocy zewnętrznej, także z innej łodzi. Wyjątkiem jest ratowanie życia rywalom, za co Brytyjczyk Pete Goss po edycji 1997 dostał Legię Honorową.
Wyścig organizowany jest co cztery lata. Na śmiałków czekają ponad 24 tysiące mil morskich, większość jachtów to supernowoczesne, wypełnione po brzegi elektroniką 60-stopowe maszyny do szybkiego pokonywania oceanów.
W dotychczasowych ośmiu edycjach Vendée Globe zginęło trzech uczestników. Do mety zwykle dopływa niewiele więcej niż połowa tych, którzy wypływają z portu. Oceany potrafią zniszczyć najmocniejsze konstrukcje i najwytrzymalsze żagle.
Z powodu koronawirusa tegoroczny start odbył się bez tysięcy widzów w Les Sables-d'Olonne, ale jeden z uczestników, Brytyjczyk Alex Thompson, powiedział: – I tak towarzyszyło nam uczucie, że jesteśmy jak gladiatorzy wychodzący z tunelu na scenę.