Po katastrofie samolotu wojskowego pod Mirosławcem trzeba było brać pod uwagę odwołanie zawodów, jeszcze w czwartek rano nie było pewne, czy skoczkowie mają po co wychodzić na Wielką Krokwię.
Ostatecznie okazało się, że zawody będą, tyle że bez oprawy artystycznej. Tak jak dwa lata temu, po zawaleniu się dachu hali w Katowicach. Wówczas do tragedii doszło po pierwszym konkursie. Drugi przeprowadzono w ciszy, z zachowaniem należytej powagi.
– Nie przekładamy konkursów, bo to nie miałoby sensu – powiedział „Rz” dyrektor Pucharu Świata w Zakopanem Leszek Nadarkiewicz, który przyznał jednak, że atmosfera była nerwowa, a telefonów z pytaniami, czy zawody się odbędą, miał bez liku. Ci, którzy od miesięcy przygotowywali oprawę, znów w ostatniej chwili okazali się niepotrzebni.
Dwie serie treningowe i kwalifikacje odbyły się w czwartek zgodnie z planem. Dla Małysza drugi wynik w serii kwalifikacyjnej za skok długości 131 m (wygrał Jernej Damjan – 134 m) to może być sygnał świadczący o przełamaniu złej passy.
Polak z każdą serią skakał coraz dalej. Na pierwszym treningu 124,5 m i zajął 10. miejsce. Na drugim był już szósty razem z Janne Ahonenem po skoku na odległość 128 m. Najlepszą próbę miał w kwalifikacjach. Presja wyzwala w nim dodatkowe siły, a nie paraliżuje tak jak młodziutkiego Klimka Murańkę, który i w próbach treningowych, i kwalifikacjach był ostatni.