Stadion zapełnił się już na dwie godziny przed rozpoczęciem zawodów i 17,5 tysiąca widzów nie miało powodów do narzekań, choć rekordowych lotów nie było. Nikt nawet nie zbliżył się do rekordu (239 m) Norwega Bjoerna Einara Romoerena sprzed pięciu lat, bo jury dbało, by loty nie były za długie, i obniżało rozbieg.
Po pierwszej serii najszczęśliwsi byli kibice z Polski. Małysz skoczył 217,5 m przy niesprzyjającym wietrze i wyprzedzał Ammanna (215,5) o pół punktu. Szwajcar nie mógł uwierzyć, że ktoś jest lepszy od niego. Stał na zeskoku i patrzył zaskoczony na tablicę z wynikami. – Wreszcie go dopadliśmy – powiedział Rafał Kot, fizjoterapeuta Małysza.
Ale to była dopiero pierwsza próba sił w konkursie rozłożonym na dwa dni i cztery serie. Z rywalizacji odpadło już dziesięciu skoczków, w tym Rafał Śliż i Łukasz Rutkowski. Do szczęścia zabrakło im niewiele, teraz poczekają do niedzieli, do konkursu drużynowego.
Małysz nie będzie jednak w dalszej walce osamotniony. Kamil Stoch po pierwszej serii był 22., ale w drugiej oddał jeden z lepszych skoków – 207,5 m, i po pierwszym dniu jest 17. Stoch nie ukrywał radości, najbardziej cieszył się z tego, że będzie dalej latać na tej wspaniałej, choć budzącej grozę skoczni.
– W pierwszej próbie tuż za bulą poczułem, że coś ściąga mnie mocno w dół. Zawirowania powietrza były duże. W drugiej miałem więcej szczęścia i je wykorzystałem – mówił skoczek z Zakopanego, który wyprzedza m.in. kończącego karierę Niemca Martina Schmitta.