To drugi medal polskiej reprezentacji w Nowym Mieście na Morawach, po srebrze Pałki w biegu na dochodzenie tydzień temu. I jeśli ktoś z polskiej drużyny miał się liczyć w niedzielę, to właśnie wicemistrzyni świata.
Ona jedna nie zawiodła w piątkowej sztafecie. Hojnisz zaprezentowała się przeciętnie, przyznała, że nie czuła się tego dnia najlepiej. W biegu ze startu wspólnego, gdzie walczy się ramię w ramię z najlepszymi zawodniczkami sezonu, też nie liczyła na wiele. Dla niej ważne było raczej zbieranie doświadczenia, bo do do tej pory sukcesy odnosiła tylko wśród juniorek. Ma dopiero 21 lat i trenerzy zwolnili ją nawet wcześniej z biegu na 15 km, żeby jej nie za bardzo przemęczać.
To była dobra decyzja. Hojnisz startowała z trzeciej linii, ze stadionu wybiegła ostatnia, ale zachowała dużo sił i stalowe nerwy. Nie pudłowała na strzelnicy (karną rundę biegała raz, za niecelny strzał w pozycji stojącej) i to był klucz do zdobycia medalu. Z czołówki tylko ona i Pałka biegały po jednej rundzie karnej. Reszta zawodniczek musiała męczyć się dłużej, nawet Tora Berger, która w tych mistrzostwach świata strzelała jak maszyna, spudłowała dwa razy.
Przyjemnie było patrzeć, jak po trzecim strzelaniu Norweżka rzuciła się w pogoń za prowadzącymi zawodniczkami i piątym złotym medalem na tych mistrzostwach świata, a Hojnisz biegła za nią niemal krok w krok. Na prowadzeniu była już wtedy Białorusinka Domraczewa, która w Nowym Mieście startowała wcześniej fatalnie, a za nią biegły Niemka Miriam Goessner i Krystyna Pałka. Obie pomyliły się na ostatnim strzelaniu, co wykorzystały Berger i Hojnisz.
Polka wbiegła na metę sama, z prawie 20-sekundową przewagą nad czwartą Ukrainką Witą Semerenko. Dla niej to też było zaskoczenie. – Nie wierzyłam, że ten bieg może się tak pięknie skończyć – powiedziała w rozmowie z PAP.