Tydzień temu pierwszy raz wygrała w Norwegii, w Drammen, wczoraj pierwszy raz w Sztokholmie. W tym przedziwnym biegu, jak z folderu turystycznego: z podbiegami usypanymi na schodach pałacu królewskiego, z fajerwerkami odpalanymi w finale w rytm biegu liderki, z finiszem pod górę, w stronę zachodzącego słońca.
Oba te zwycięstwa, norweskie i szwedzkie, były w sprincie stylem klasycznym, tej konkurencji która Justynie w tym sezonie napsuła najwięcej krwi. I trudno było oglądać finał w Sztokholmie nie myśląc o upadku z Val di Fiemme, który zabrał Kowalczyk medal w sprincie. Wczoraj też została tuż po starcie razem z Marit Bjoergen, bo sprinterki wystrzeliły do przodu. Ale dalej z chłodną głową robiła swoje. Odrobiła straty na podbiegu – a w Val di Fiemme na podbiegu upadła – potem jako jedyna bez problemów przejechała najtrudniejszy zakręt. Wywróciła się tam Anna Kyloenen, pociągnęła za sobą Monę Lisę Malvalehto, ledwo obroniła się Marit Bjoergen. Justyna była już w tym momencie nieuchwytna.
Od początku marca zdobyła srebro MŚ na 30 km, wygrała w Lahti, Drammen i Sztokholmie, tylko raz, w sprincie stylem dowolnym, była poza podium. Chodzi o zwycięstwa, punkty, trofea, ale też o coś więcej: o przekonanie, że przed igrzyskami w Soczi nie trzeba wiele zmieniać w przygotowaniach, bo moc jest ciągle z nią, to nerwy zawiodły w Val di Fiemme. I smarowanie nart, pod tym względem ostatnie tygodnie też są braniem rewanżu za mistrzostwa. Wczoraj Justyna znów, jak w Lahti i Drammen, chwaliła serwismenów.
Ostatnio to Bjoergen bywała w marcu niesamowicie rozpędzona. Wczoraj, po chorobie, która zmusiła ją do wycofania się ze startu w Drammen i Oslo, z trudem wyrwała drugie miejsce. Ale wciąż pozostaje największą rywalką Justyny w finale Pucharu Świata. Po pierwszym etapie i przeliczeniu miejsc na bonusowe sekundy, Bjoergen jest trzecia – miała słaby czas eliminacji, a to do niego dolicza się bonusy – za Justyną i Kerttu Niskanen, traci do Polki 8,4 s. Therese Johaug już blisko 50 s, a Heidi Weng ponad minutę, bo nieoczekiwanie nie przebrnęła eliminacji. Jutro o 14.15 lubiany przez Justynę prolog w Falun, z podbiegiem na Moerdarbacken.
Dziś swój finisz sezonu zaczynają skoczkowie. O 11 kwalifikacje w Planicy, Łukasz Kruczek nie zmienił składu. W ostatnich konkursach, dwóch indywidualnych i sobotniej drużynówce, walczyć mają Kamil Stoch i Piotr Żyła, czyli dwaj zwycięzcy z tego sezonu i dwaj rekordziści Polski w długości lotu (232,5 m, obaj skoczyli tyle w Vikersund) oraz Maciej Kot, Dawid Kubacki, Krzysztof Miętus i Stefan Hula.