Kwalifikacje do drugiego konkursu 62. Turnieju Czterech Skoczni powinny uspokoić miłośników talentu Kamila Stocha. Lider Pucharu Świata dwa razy ładnie skoczył na próbę, a w kwalifikacjach poleciał hen, prawie 140 m, co było drugą odległością dnia. Ludzie bili brawo, spiker wykrzyczał polskie nazwisko aż w uszach dzwoniło.
Nie było powodu tracić wiary w Polaka, skoki mimo wszelkich wpływów stresu, wiatru, przeliczników i sędziów mają jednak swoich mistrzów. – Lubię tę skocznię. Te nowoczesne profile pozwalają na uzyskiwanie dużych odległości w końcówce skoku. Wtedy można najwięcej zyskać, a tam, skromnie mówiąc, jestem niezły. Może potrzebowałem takiej próby, ale tylko po części. Przecież ostatnio oddawałem dobre skoki, w Oberstdorfie nie wyszedł mi tylko jeden, fakt, w ważnym momencie. Dziś trzy skoki były dobre, ostatni, kwalifikacyjny, oczywiście najlepszy. Dzień uważam za budujący. Takim skokiem kończyć rok to marzenie – mówił najlepszy z Polaków.
Noworoczne życzenie Kamila Stocha brzmiało: oddawać takie skoki, jak w Sylwestra w kwalifikacjach, jak najczęściej. Życzyliśmy mu tego, tak samo jak polscy kibice, których do Ga-Pa przybywa coraz więcej, historyczny stadion pod skocznią wcale nie przybiera tylko niemieckie i austriackie barwy.
Kibice zobaczyli znów solidne próby pozostałych Polaków, choć wszyscy zadowoleni nie byli. Piotr Żyła po raz pierwszy tej zimy wrzucił narty na ramię i bez słowa oraz uśmiechu przemknął po kwalifikacjach obok dziennikarzy.
Maciej Kot też jeszcze ma sobie sporo do zarzucenia. – Te moje próby mogłyby być lepsze, ale nie mam jeszcze pomysłu na skakanie, wizji na każdy skok. Idę na górę bo muszę. Czekam, aż to się zmieni. Nie chciałbym jechać do domu, wolę startować, bo wiem, że odblokowanie, znalezienie pomysłu na pozycję dojazdową, sposób odbicia i lotu to jest kwestia jednego lub dwóch skoków. Tu nie chodzi o formę fizyczną, bo jest świetna, tylko o to, co siedzi w głowie – mówił.