Korespondencja z Bischofshofen
Kwalifikacje przebiegły pod parasolami, bo nad Austrię nadciągnął mokry niż i można teraz wybierać co lepsze: zakręcony wiatr w Innsbrucku, czy łamanie w kościach w Bischofshofen.
Na deszcz najlepszy okazał się w niedzielę Słoweniec Prevc, o którym po konkursie w Ga-Pa trochę zapomnieliśmy, ale znów kazał o sobie przypomnieć, gdy ładnie skoczył 140 m. Kwalifikacje na mokro to dziś nie jest problem dla skoków, tory są mrożone, śnieg posypany chemią. W tych warunkach wszystko poszło sprawnie, choć wielcy tego turnieju trochę się przyczaili, gdy już oswoili skocznię podczas treningów.
Za Prevcem był Thomas Diethart, potem Anders Jacobsen (powrót Norwegów do formy wydaje się być powolny, ale widoczny), następnie grupa Austriaków i Niemców i dziesiąty Kamil Stoch – wciąż skaczący elegancko i dość skutecznie.
– Byłem trochę niewyspany, rozbity i zmęczony, jakbym całą noc harował przypięty do wozu. Przy tej dyspozycji moje skoki w Bieschofshofen uznaję za dobre. Może mnie trochę za dużo kosztował konkurs w Innsbrucku. Ale jest trochę czasu, by odpocząć. Skocznia czwartego konkursu jest z tych, na których trzeba niżej się wybijać, bardziej do przodu, bardziej lecieć, niż skakać i muszę to odrobinę poprawić. Przy tych coraz bardziej wyrównanych konkursach, wszystko ma znaczenie – mówił.