Polski mistrz świata w obu konkursach wyprzedził Niemca Severina Freunda i rywali ze Słowenii – najpierw Jerneja Damjana, dzień później Petera Prevca.
Pozostali Polacy pokazali kilka dobrych skoków, zwłaszcza w niedzielnych kwalifikacjach (wygrał je Dawid Kubacki), ale gdy przyszło do głównych konkursów, trochę tracili dystans, niekiedy z powodu podmuchów niekorzystnego wiatru. Najlepszy, za liderem drużyny, był Maciej Kot – zajmował odpowiednio 20. i 16. miejsce.
Zwycięstwo Stocha w niedzielę było bardziej efektowne, bo to i przewaga nad rywalami większa i do tego nikt nie powie, że pomagały jakieś przeliczniki i przesuwanie belki startowej. Po prostu Polak oddał dwa znakomite skoki na odległość 147 i 145 m i choć nie prowadził po pierwszej serii (był drugi, Prevc dzielnie bronił żółtej koszulki i wyprzedzał Kamila o 0,9 pkt), to druga seria przyniosła potwierdzenie rosnącej formy Stocha i pewny sukces.
Rywale bardzo się starali dorównać Polakowi, lecz gdy na Mühlenkopfschanze wiatr trochę słabł, to w tych warunkach umiejętności naszego lidera znacznie zyskały na wartości. Oprócz Stocha i Freunda oraz licznej grupy Słoweńców (dzień po dniu czterech z nich było w pierwszej dziesiątce, złoty olimpijski medal drużynowy wydaje się przypisany Prevcowi i spółce) liczył się także w walce o podium niezmordowany Noriaki Kasai – dwa razy był czwarty.
W sobotę zwycięstwo Stocha nie było takie pewne, nerwów więcej, bo jury w pierwszej serii co chwila zmieniało wysokość belki startowej, nie zawsze można było zrozumieć sens tych zmian.