Takim go widzieliśmy w Soczi. Swoboda, pewność swoich umiejętności, spokój. Tylko krótkie skoki treningowe trochę zamazywały mistrzowski obraz. W niedzielę znów był jednym z tych, którzy kwalifikacje potraktowali jako rozgrzewkę, ale gdy przyszło do konkursu – wrócił w olimpijskiej formie.
W pierwszej serii Kamil Stoch przegrał tylko z Severinem Freundem, który przeżywa najlepsze dni kariery. Niemiec skoczył 131,5 m, Polak tylko pół metra mniej, przeliczniki wiatru i noty za styl też niewiele ich oddzieliły. W kwestii odzyskania żółtej koszulki lidera Pucharu Świata wiadomości były równie dobre – Peter Prevc zajmował dopiero dziesiątą pozycję.
Druga próba Stocha była znów taka, że tylko bić brawo – nienaganne odbicie, wysoki lot, klasyczne lądowanie, choć telemark wykonywany za 134. metrem zeskoku to ewolucja i trudna, i bolesna. Zamiast ramion w górze, ramiona przy brzuchu. Polski mistrz aż się skrzywił i zgiął wpół, gdy nogi zabolały od twardego zderzenia z fińskim sztucznym śniegiem. Jednak wiedział, że będzie prowadził, pozostawało czekać, czy Freund da mu radę.
Nie dał, choć próbował znanej zagrywki – zjechał z belki przesuniętej o szczebel niżej, co oznaczało kilka punktów przewagi. Tablica wyświetliła 129,5 m, kto oglądał w telewizorze, widział, że do zielonej komputerowej linii oznaczającej zwycięstwo zabrakło Niemcowi jednego–dwóch metrów. Nie było trzeciego zwycięstwa Freunda z rzędu, był piąty sukces Stocha tej zimy, 12. w karierze, do tego uścisk dłoni Prevca i żółta koszulka oddana z uśmiechem przez Słoweńca, który między odrodzonymi Austriakami dzielnie awansował o cztery miejsca.
Co do zdrowia Kamila Stocha – strachu raczej nie ma. – Lądowałem daleko, leciałem wysoko, więc poczułem w kolanach uderzenie w ziemię, ale wszystko będzie dobrze, jutro problem zniknie – mówił reporterowi chwilę po ogłoszeniu wyników. Polak w klasyfikacji Pucharu Świata ma 53 punkty przewagi nad Prevcem i 224 nad Freundem. Kto wieszczył znużenie polskiego lidera, ten ma odpowiedź, czego spodziewać się za kilkanaście dni w Planicy.