Austriacki mistrz osiągnął stan, o jakim marzy każdy skoczek: siada na belce, odpycha się i niewiele myśląc, pozwala pracować ciału i nartom. Jego piątkowe skoki były tak samo naturalne i swobodne jak wszystkie wcześniejsze, począwszy od Kuusamo. Są jak z jednej sztancy, także pod względem odległości. W piątek do zwycięstwa wystarczyły Morgensternowi dwie próby po 95 m.
Wydawało się, że Austriak będzie wreszcie miał godnego rywala, gdyż po pierwszej serii prowadził wspólnie z Andreasem Kuettlem, ale Szwajcar, nie po raz pierwszy, okazał się mistrzem jednego skoku, po drugim upadł. Drugi był tym razem Schlierenzauer i umocnił podwójną austriacką przewagę w klasyfikacji pucharowej, tym bardziej że Norweg Tom Hilde nie zakwalifikował się do finału.
Adam Małysz narzekał na brak powtarzalności skoków. Słychać w tym narzekaniu tęsknotę za dawnym błyskiem, ale i nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do małyszowej normy. Na razie jednak nie wraca. Skoki mistrza z Wisły (91 i 90 m) wystarczyły na dziewiąte miejsce.
W piątek skakanie na Alpenarena nie było łatwe. Wiatromierze często wskazywały, że podmuchy są zbyt silne. Kwalifikacje miały się rozpocząć o 15, ale po półgodzinnym przesunięciu terminu jury uznało, że nie odbędą się wcale. Do pierwszej serii dopuszczono wszystkich 62 skoczków. Dzięki czwartkowemu awansowi na dziewiąte miejsce w klasyfikacji PŚ Adam Małysz nie musiał zajmować się walką o miejsce w konkursie głównym, ale dla pozostałych Polaków był to miły prezent.
5 konkursów - do tylu zwycięstw wydłużyła się tej zimy zwycięska seria Austriaka Thomasa Morgensterna. W Villach wygrał także po raz szósty i siódmy w karierze