- Myślę już o sobotnim biegu na 30 kilometrów i nie ukrywam, że się go boję. Wiem jak boli ten dystans, ile kryje w sobie pułapek i ile wymaga samozaparcia - opowiadała Justyna Kowalczyk dziennikarzom.
Będzie jedną z faworytek, czy tego chce czy nie chce. Wszyscy wiedzą, że jest w znakomitej formie i nawet, gdy trener Aleksander Wierietielny powtarza, by nie liczyć na Kowalczyk, bo ona już tu swoje zrobiła, nikt mu nie wierzy.
- To jest 30 długich, morderczych kilometrów. Kiedyś mój ukochany dystans (wspaniały bieg na mistrzostwach świata w Oberstdorfie, brązowy medal na igrzyskach w Turynie), ale ostatnio chyba już nie. Od trzech lat żadnego nie ukończyłam. Pocieszam się jednak, że jeśli dałam sobie radę na 15 km, to w sobotę też wytrzymam, ale niczego nie obiecuję - mówiła Justyna Kowalczyk o swym ostatnim starcie w tych mistrzostwach. Jutro pobiegnie na pierwszej zmianie sztafety 4 x 5 km. Będzie biegła stylem klasycznym i jak twierdzi powinno być dobrze. - Lubię biegać piątkę klasykiem. To fajny dystans, a przy okazji sprawdzę się przed trzydziestką. Na pewno nie będę się oszczędzać. Polecę najszybciej jak potrafię - mówiła po wtorkowym treningu.
Mistrzyni świata mówi, że bardzo chciałaby przygotowywać się do igrzysk z tym samym sztabem, co oznacza, że [link=http://www.rp.pl/artykul/107684,268018_Czlowiek_o_zlotych_rekach_.html]nie zamierza rezygnować ze współpracy z Ulfem Olssonem, szwedzkim serwismenem[/link]. Ma on kontrakt tylko do końca sezonu i nie wie co dalej.
- Ulf denerwuje się, że pieniądze nie wpływają regularnie na jego konto i niepotrzebnie wciąga mnie w te utarczki. To nie moja sprawa, nie powinnam o tym wiedzieć. On panom o tym nie powie, ale mnie wieczorem będzie marudził. A polskie realia są takie, że pieniądze czasami przychodzą później i trzeba się z tym pogodzić. Albo nie - powiedziała panna Justyna, już bez charakterystycznego dla niej uśmiechu.