Tej zimy nikogo to nie dziwi – amerykańska alpejka od początku sezonu zapełnia kroniki Pucharu Świata nowymi, znaczącymi wpisami. Na 11 startów wygrała siódmy raz. W piątek w Courchevel była najszybsza w slalomie gigancie, w sobotę w slalomie.
Ostatnie zwycięstwo może nie było tak efektowne, jak poprzednie. Shiffrin wyprzedziła o 0,29 s Petrę Vlhovą (po raz trzeci Czeszka była w tym roku w slalomie tuż za Amerykanką) i o 0,37 s Fridę Hansdotter, ale kronikarze PŚ mieli o czym pisać.
Uśmiechnięta Mikaela wygrała 35. slalom w karierze, wyrównała rekord sławnej Marlies Schild, ale Austriaczka, gdy zwyciężała ostatni raz w grudniu 2013 roku, miała 32 lata. Nowa mistrzyni 24 lata skończy dopiero w marcu.
Została najmłodszą z wielkiej ósemki alpejek i alpejczyków, którzy co najmniej 50. razy wygrali zawody pucharowe. Listę wspaniałych otwiera legendarny Ingemar Stenmark (86 zwycięstw), za nim są Lindsey Vonn (82), Marcel Hirscher (63 i wciąż jeździ), Annemarie Moser-Pröll (62), Vreni Schneider (55), Hermann Maier (54) i Alberto Tomba (50) na razie jeszcze ramię w ramię z Mikaelą Shiffner.
Amerykanka stara się bronić przed presją, jaką wywiera ta klasyfikacja. – Trochę to mnie rozpraszało, próbowałam z całych sił nie koncentrować się na tych liczbach – mówiła dziennikarzom w Courchevel, lecz trudno uciec przed wiedzą, że przechoidzi się do historii narciarstwa alpejskiego.