Wszyscy mówią: Kowalczyk

Kryształowa Kula już jest w rękach Justyny Kowalczyk, teraz chodzi o to, by nie wypuścić jej w niedzielnym finałowym biegu na dochodzenie. Polka ruszy na 10-kilometrową trasę jako pierwsza, z ogromną przewagą. Petra Majdić potrzebuje cudu, by ją jeszcze dogonić

Publikacja: 21.03.2009 20:40

Żeby zrozumieć, co się stało w sobotnim biegu łączonym, wystarczyło spojrzeć na minę Petry Majdić za metą. Słowenka leżała pod płotkiem ogradzającym strefę finiszu, z dala od innych biegaczek, i walczyła, by nie pokazać łez do kamery, która zaglądała jej w twarz. Majdić przybiegła na 24. miejscu, zrezygnowana i zła. Należało się spodziewać, że finał Pucharu Świata w Falun, rozgrywany głównie stylem dowolnym, będzie dla Słowenki, specjalistki od kroku klasycznego, trudną próbą. Ale jeśli Majdić traci przewagę nad Justyną Kowalczyk nawet na tym jedynym odcinku tras, który trzeba przebiec stylem klasycznym (bieg łączony to 5 km klasykiem i 5 dowolnym), to nie ma już gdzie szukać nadziei. W sobotę Słowenka wyprzedziła Polkę tylko na finiszu do pierwszej lotnej premii.

Zdobyła tam o pięć bonusowych sekund więcej niż Kowalczyk, ale za ten wysiłek zapłaciła kilkaset metrów dalej. Oddała prowadzenie i już go nie odzyskała, a po zmianie nart na te do stylu dowolnego jej strata do Justyny rosła coraz bardziej. Na mecie urosła do minuty i 5,9 sek w klasyfikacji finału PŚ. Po biegu, który Majdić zaczęła z przewagą 11,5 sekundy nad Polką.

Kowalczyk rozegrała ten bieg po mistrzowsku. Wiedziała, że nie ma sensu ścigać się ze Słowenką na pierwszej lotnej premii. Nie musiała też wygrywać całego biegu. Wystarczyło, że tak jak w piątek w prologu, przybiegła trzecia, tym razem za Rittą Lisą Ropponen i Therese Johaug. Najważniejsze było najpierw odrabianie strat do Majdić, a potem powiększanie przewagi nad nią.

Teraz zostanie już tylko pilnowanie tej przewagi. Na razie jest ona tylko wirtualna, bo punkty zdobyte na wszystkich etapach finału Pucharu Świata zostaną uwzględnione w klasyfikacji dopiero w niedzielę - warunkiem ich otrzymania jest ukończenie biegu na dochodzenie. Ale w tej wirtualnej klasyfikacji Kowalczyk właśnie zmniejszyła stratę do Majdić o 36 pkt (dostanie 43 pkt za trzecie miejsce, a Słowenka tylko 7 za miejsce 24.). Teraz traci zaledwie 73., ale w niedzielę do wzięcia jest jeszcze potężna premia za zwycięstwo w czteroetapowym (sprint w Sztokholmie i trzy biegi w Falun) finale PŚ. Dla najlepszej aż 200 pkt. Dla kolejnych: 160, 120, 100, itd. Za 8. miejsce są tylko 64 pkt.

Jutro o 14.15 ruszą na trasę w takiej kolejności i z taką przewagą, jaka jest w klasyfikacji finału po trzech etapach, już z doliczeniem bonusowych sekund. Justyna pierwsza, prawie 49 sekund po niej Anna Olsson, potem Evi Sachenbacher Stehle, cztery kolejne zawodniczki, a za nimi Majdić. Na pewno nie odpuści, będzie walczyła, ale nawet awans na trzecie miejsce w klasyfikacji finału niewiele jej pomoże, jeśli Polka utrzyma prowadzenie i do tego skończy bieg w dobrym czasie (sam bieg będzie punktowany tak jak poprzednie etapy finału: 50 pkt dla zawodniczki z najlepszym czasem, 46 dla drugiej, 43 dla trzeciej, itd). Znów trzeba będzie biec stylem dowolnym, przed Majdić są dobre specjalistki od kroku łyżwowego. Jeśli ani Justyna Kowalczyk ani trener Aleksander Wierietielny nie chcą jeszcze powiedzieć otwarcie: mamy Kryształową Kulę, to robią to tylko z szacunku dla rywalki, którą lubią, i dla ducha sportu.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz wygląda dziś tak, że w niedzielę przed 15, już po biegu, Kowalczyk weźmie od Majdić żółtą koszulkę liderki Pucharu Świata, założy ją pierwszy raz w karierze, i nie odda już nikomu. A potem weźmie trofeum, którego nie zdobył przed nią żaden polski biegacz ani biegaczka: wielką Kryształową Kulę za cały sezon.

O tym, że tak będzie, mówią i szwedzcy kibice, i zagraniczni dziennikarze którzy przyjechali do Falun. Majdić też wie, że ten scenariusz jest niemal pewny. Za metą w sobotę podeszła do Polki i powiedziała głośno, tak żeby wszyscy słyszeli: - Justyna, przecież to nie tak miało być, miałam cię zamęczyć na tej części klasykiem. Poszłam na full power, jak ty to k... wytrzymałaś? - kręciła głową. Odpowiedź Polki była krótka: - Bo to jeszcze nie był mój full.

Żeby zrozumieć, co się stało w sobotnim biegu łączonym, wystarczyło spojrzeć na minę Petry Majdić za metą. Słowenka leżała pod płotkiem ogradzającym strefę finiszu, z dala od innych biegaczek, i walczyła, by nie pokazać łez do kamery, która zaglądała jej w twarz. Majdić przybiegła na 24. miejscu, zrezygnowana i zła. Należało się spodziewać, że finał Pucharu Świata w Falun, rozgrywany głównie stylem dowolnym, będzie dla Słowenki, specjalistki od kroku klasycznego, trudną próbą. Ale jeśli Majdić traci przewagę nad Justyną Kowalczyk nawet na tym jedynym odcinku tras, który trzeba przebiec stylem klasycznym (bieg łączony to 5 km klasykiem i 5 dowolnym), to nie ma już gdzie szukać nadziei. W sobotę Słowenka wyprzedziła Polkę tylko na finiszu do pierwszej lotnej premii.

Pozostało 80% artykułu
kolarstwo
Marek Leśniewski, nowy prezes PZKol: Jestem zaprawiony w boju
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Inne sporty
Wybory w Polskim Związku Kolarskim. Kto wygrał i czy prezes jest prezesem?
Kolarstwo
Czesław Lang: Stanowisko prezesa PZKol nie jest mi do niczego potrzebne
Inne sporty
Polski Związek Kolarski. Jest źle, ale kandydatów na prezesa nie brakuje
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Inne sporty
Pierwsza Polka w historii zdobyła koronę Himalajów i Karakorum