Korespondencja z Oslo
Polacy mogliby mieć medal, bo jak mówił później zdenerwowany Łukasz Kruczek, w takim konkursie każdy mógł. Tylko złoto Austriaków było oczywiste, reszta miejsc na podium – do wzięcia. Wiatr szalał, niczego nie dało się przewidzieć, przeciętni skoczkowie lądowali daleko, a kilku dobrych przyziemiło przed granicą przyzwoitości. Po trzeciej grupie skoczków prowadziła Austria, drudzy byli Niemcy, trzeci Norwegowie, a za nimi Polacy. W finałowej grupie wiatr zaniósł Toma Hilde i Norwegów na drugie miejsce, Roberta Kranjca i Słoweńców na trzecie, a Michaela Uhrmanna i Niemców pierwszy raz tego popołudnia wyrzucił z podium. I właśnie wtedy jury ogłosiło, że to koniec zabawy. Drugiej serii nie będzie. Pierwsza nieco się dłużyła, ale bez przesady: zdarzały się już w tym sezonie dłuższe w Pucharze Świata, i nie odwoływano drugiej serii, a tu przecież chodziło o mistrzostwo świata.
- Takich konkursów na MŚ nie powinno być. Już dwa lata temu w Libercu mieliśmy loterię, teraz jury znów się nie popisało. Niestety, jak ktoś patrzy z boku to powie, że to było robione pod Norwegów. Nie byli tu mocni, ale wskoczyli na drugie miejsce po pierwszej serii. Myślę że mogłoby im być trudno utrzymać je na koniec – mówił Adam Małysz. On miał w swojej grupie trzecią odległość, dalej polecieli tylko Thomas Morgenstern i Kranjec. Ale co z tego, skoro za dobry wiatr komputer odjął aż 18,2 pkt. A podium Polacy przegrali o 17.
Minus 18,2 pkt oznacza, że teoretycznie Adam miał najlepsze warunki ze wszystkich którzy w sobotę skakali. Ale mówił, że zupełnie tego nie czuł. – Na progu wiało mi w plecy, w ogóle nie miałem wrażenia żeby narty oparły się na powietrzu. Dopiero na dole złapałem podmuch – mówił Małysz.
- Trzeba było albo tego konkursu w ogóle nie zaczynać, tylko przenieść na niedzielę, albo jak już zaczęliśmy, to skakać dwie serie, żeby wyniki były jak najmniej przypadkowe – mówił Kruczek. – Cały dzień był przed nami, trzeba było to ciągnąć do końca. Była taka szansa na medal, przecież my nawet nie mieliśmy wielkiego szczęścia do warunków w pierwszej serii, a podium było blisko – wtórował mu Małysz, który dodawał, że boi się zacytować swoją pierwszą reakcję na odwołanie konkursu. Kamil Stoch nie przebierał w słowach.