Jak nie lubić Canmore? Z trzech tegorocznych biegów Pucharu Świata Justyna Kowalczyk wygrała w Kanadzie dwa, była najlepsza na wszystkich lotnych premiach, zdobyła aż 255 punktów i żółtą koszulkę liderki odebrała Marit Bjoergen jeszcze przed Tour de Ski.
W czwartek i niedzielę była w swoim świecie, uciekała rywalkom na 10 km stylem klasycznym i w biegu łączonym z taką łatwością, że ani przez chwilę nie było wątpliwości, kto pierwszy minie metę. Wczoraj ostatnią, która zachowała złudzenia, że nadąży za Polką, była Kristin Stoermer Steira. Ale i Norweżka musiała się poddać jeszcze przed zmianą nart na styl dowolny. Kowalczyk powiększała przewagę, a kilkuosobowa grupa za nią nawet nie próbowała jej gonić, tylko szykowała się do finiszu, by podzielić między siebie dwa wolne miejsca na podium.
Tylko sobotni sprint stylem dowolnym się Justynie nie udał, wybrała w nim taktykę ponad swoje siły i odpadła już w ćwierćfinale. Skład jej ćwierćfinału był wyjątkowo mocny: dwie późniejsze finalistki, Celine Brun-Lie i Chandra Crawford, bardzo mocna w tym sezonie Anne Kyloenen (wczoraj w biegu łączonym zajęła drugie miejsce), ostro rozpychająca się Jewgienia Szapowałowa. Justyna wiedziała, że finisz z takimi rywalkami przegra, więc chciała poprowadzić ten bieg tak, by awansować z dobrym czasem z trzeciego lub czwartego miejsca. Prowadziła od początku, czas miała świetny, tyle że gdy osłabła i kończyła bieg już na sztywnych nogach, wyprzedziły ją aż cztery rywalki. Czwarta, Kyloenen, była szybsza o jedną dziesiątą sekundy. Tyle zabrakło do awansu (podobnie było niedawno w Kuusamo, tylko wtedy o jedną dziesiątą sekundy uciekł półfinał).
Ale nawet jeśli trenerowi Aleksandrowi Wierietielnemu trudno się z tym czasem pogodzić – miał trochę żalu za sobotę – Justyna nie jest już w stanie przejmować się startami krokiem łyżwowym tak bardzo jak stylem klasycznym. A sprint łyżwą to zawsze była jej najsłabsza broń. Jeśli wypada z czołowej dwudziestki w PŚ, to zwykle w tej konkurencji. Źle się w niej czuje, nie potrafi przyspieszyć na finiszu tak jak w stylu klasycznym. A trenera jeszcze w Canmore zdążyła udobruchać – niedzielnym biegiem jak w transie. Miło zapamięta Kanadę również Paulina Maciuszek, zdobyła wczoraj pierwsze punkty w sezonie.