Reklama
Rozwiń

Therese Johaug, księżniczka z farmy

Była już mistrzynią olimpijską (w sztafecie) i świata, wygrała Tour de Ski, ale Kryształową Kulę w biegach narciarskich zdobyła pierwszy raz w karierze.

Publikacja: 17.03.2014 07:00

Therese Johaug, księżniczka z farmy

Foto: AFP

Mówi, że przed finałowym startem w Falun była zmotywowana jak nigdy, bo media skazały ją na pożarcie. – Nie sądziłam, że o wszystkim zadecyduje ostatni bieg. Wygrałam, ale Marit Bjoergen wciąż jest ode mnie lepsza i wszechstronniejsza. W tym sezonie miałam trochę szczęścia, gdyż ona straciła cenne punkty, wycofując się w połowie Tour de Ski. Nie ma mowy o zmianie na tronie – zauważa skromnie nowa księżniczka nart. Tak 26-letnią filigranową blondynkę o uroczym uśmiechu nazwali norwescy dziennikarze po kończących sezon PŚ zawodach w Szwecji.

Z igrzysk w Soczi Johaug przywiozła dwa medale, ale pierwszego indywidualnego złota (w Vancouver wygrała z koleżankami sztafetę 4x5 km) zdobyć jej się nie udało. Na 10 km stylem klasycznym przegrała z Justyną Kowalczyk i Charlotte Kallą, a na 30 km techniką dowolną uległa Bjoergen. I choć na trasach pozostaje jeszcze w cieniu starszej koleżanki z kadry, w norweskich mediach jest niezaprzeczalną królową. Jej życiem interesuje się cały kraj.

Wszyscy wiedzą, że wychowała się na farmie w Dalsbygda, wiosce zamieszkanej przez kilkaset osób. Korzeni się nie wstydzi, uczyniła z nich atut. W reportażu dla telewizji NRK, ubrana w roboczy strój i kalosze, oprowadza po gospodarstwie swoich rodziców, czyści oborę, karmi krowy.

Przed kamerami czuje się swobodnie, uwielbia sesje zdjęciowe. Jest twarzą wielu kampanii reklamowych, poza sezonem robi karierę jako modelka. Traktuje to jako zabawę. Twierdzi, że to nie jej świat. – Po prostu miło jest czasem zrzucić sportowy strój i założyć coś bardziej kobiecego – przyznaje, ale nie boi się fotografować bez makijażu. W 2011 roku razem z innymi osobistościami wystąpiła niepomalowana, biorąc udział w akcji UNICEF. – Nie sądzę, bym była piękniejsza od innych biegaczek – kokietuje i dodaje: – Trzeba być sobą i nie przejmować się wyglądem.

Kibice jej urodę doceniają. Wygrywa konkursy na sportową miss i na najseksowniejszą Norweżkę, występuje w programach rozrywkowych, jest popularniejsza od premiera. Jak każda szanująca się gwiazda ma własną linię odzieżową, projektuje też biżuterię. Nauki nie zaniedbuje – studiuje ekonomię.

Ze względu na swoją szybkość i żywiołowość ma pseudonim „Duracell". Kiedyś ktoś porównał ją do króliczka ze znanej reklamy baterii i tak już zostało. Niedzielny bieg pościgowy w Falun, nazywany w Norwegii myśliwskim, tamtejsze media zapowiadały jako walkę, w której króliczek zostanie upolowany przez „bezwzględnego narciarskiego potwora" (czytaj: Bjoergen). Ale króliczek okazał się sprytniejszy i jest naładowany pozytywną energią na kolejne sezony.

Mówi, że przed finałowym startem w Falun była zmotywowana jak nigdy, bo media skazały ją na pożarcie. – Nie sądziłam, że o wszystkim zadecyduje ostatni bieg. Wygrałam, ale Marit Bjoergen wciąż jest ode mnie lepsza i wszechstronniejsza. W tym sezonie miałam trochę szczęścia, gdyż ona straciła cenne punkty, wycofując się w połowie Tour de Ski. Nie ma mowy o zmianie na tronie – zauważa skromnie nowa księżniczka nart. Tak 26-letnią filigranową blondynkę o uroczym uśmiechu nazwali norwescy dziennikarze po kończących sezon PŚ zawodach w Szwecji.

Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Inne sporty
Tomasz Chamera: Za wizerunek PKOl odpowiada jego prezes
pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Rekordowa impreza reprezentacji Polski
Pływanie
Mistrzostwa świata w pływaniu. Kolejne medale i polskie rekordy w Budapeszcie
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Inne sporty
Kolarstwo. Zakażą stosowania tlenku węgla?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku