Zaczęły z półgodzinnym opóźnieniem, bo trasę Raptor zaatakowały potężne podmuchy – widok zwiewanego śniegu może był ładny, ale niebezpieczeństwo duże. Trzeba było czekać, potem skrócić trasę z 39 do 35 bramek.
Potem poszło już w miarę gładko, jeśli nie liczyć dwóch-trzech krótkich przerw, gdy wicher jeszcze trochę się wzmagał. Kto liczył, że najszybszą będzie jakaś nieznana dziewczyna z Alp, ten się mylił – przypadków w tej pracy nie ma.
Pierwszy dobry przejazd miała Niemka Viktoria Rebensburg, wyznaczyła standardy, a potem na trudnej i stromej trasie z kilkoma pułapkami szybsze były już tylko debiutantka z Austrii Cornelia Huetter, jej wynik poprawiła zaraz Lindsey Vonn, Amerykankę dwie minuty później przebiła o 0,11 s liderka PŚ Tina Maze ze Słowenii, a ją wyprzedziła zaledwie o 0,03 s nowa mistrzyni z Austrii – Anna Fenninger.
Na tym emocjew zasadzie się skończyły, zaczęły się analizy. Fachowcy dostrzegli, że Vonn straciła szansę na złoto w górnej części trasy, potem pięknie odrabiała ułamki sekund, lecz dwie rywalki były szybsze.
– Jestem szczęśliwa, że mam medal. Na dole pojechałam bardzo dobrze, na górze trochę za bardzo chciałam, ale w sumie nie narzekam, medal jest, wedle planu, no i pierwsze nerwy mam już za sobą. Brąz jest w porządku – mówiła lokalna sława, której start pilnie obserwował jeszcze bardziej sławny przyjaciel – golfista Tiger Woods.