Alpejczycy znów przywitali się rankiem (czasu amerykańskiego) ze srogą trasę Birds of Prey, tym razem w piątej konkurencji mistrzostw świata: superkombinacji. Świeciło piękne słońce, wiatr nie przeszkadzał jak w poprzednich dniach, wydawało się, że pierwsza część konkurencji – zjazd – minie bez kłopotów.
Od alpejczyka nr 1 (ten dumny numer nosił Polak Maciej Bydliński) do 18 wszystko poszło dobrze, ale nr 19 – bardzo szybki Czech Ondrej Bank stracił równowagę na dojeździe do ostatniego potężnego progu przed metą, prawdopodobnie od mocnego uderzenia w podłoże wypięła mu się narta, upadek był bardzo twardy, sportowiec stracił przytomność na stromiźnie (bezwładnie przeciął linię mety i nawet zmierzono mu 25. czas) i dopiero po długich zabiegach medycznych ją odzyskał.
W szpitalu stwierdzono wstrząs mózgu, liczne rany twarzy, lekarze zalecili dalszą obserwację. Na tym wypadku na szczęście się skończyło, 45. sportowców dojechało do mety bez złych przygód.
Jak zawsze w superkombinacji – najpierw miejsca u góry listy zajęli wybitni specjaliści zjazdu, choć większość nie mogła liczyć, że obroni się w drugiej części rywalizacji przed atakiem slalomistów.
Kolejność nie była zatem zaskakująca: prowadził Norweg Kjetil Jansrud – 1.43,01, który pojechał o wiele lepiej, niż w sobotnim zjeździe o medale, za nim o parę setnych był Beat Feuz (Szwajcaria) i Amerykanin Jared Goldberg, potem dwóch Austriaków Romed Baumann i mistrz olimpijski z Soczi w zjeździe Mathias Mayer, następny Szwajcar Carlo Janka i Niemiec Andreas Sander.