Nie będzie pierwszego brytyjskiego zwycięstwa w Pucharze Ameryki, nie będzie nawet awansu do finału rywalizacji challengerów. Sir Ben Ainslie i jego katamaran Land Rover BAR przegrał w czwartek dwa wyścigi z Peterem Burlingiem i Emirates Team New Zealand, wygrał tylko jeden i pożegnał się z marzeniami o wielkości.
– Nie mógłbym być bardziej dumny z mej drużyny. To była cudowna podróż. Trzy i pół roku temu siedzieliśmy przy stole w Londynie tylko z kilkoma pomysłami w głowach i obietnicą wsparcia kilku sponsorów. To co osiągnęliśmy jest i tak fenomenalne, nawet jeśli nie przywieziemy srebrnego dzbanka do domu. Daliśmy z siebie wszystko, byliśmy niezwykle twardzi dla rywali –mówił legendarny brytyjski żeglarz.
Ta przygoda się nie kończy. – Projekt Land Rover Ben Ainslie Racing będzie kontynuowany. Wrócimy znacznie mocniejsi. Już myślimy o kolejnej kampanii – zapowiedział szef, choć oczywiście najpierw będą rozmowy biznesowe z głównymi partnerami.
Awans Nowozelandczyków do finału rzeczywiście nie był bezproblemowy. Po efektownej wtorkowej wywrotce katamaran Emirates TNZ wymagał napraw, dzień wolny (w środę, zgodnie z prognozami wiało za mocno) bardzo się przydał. Prowadzenie 3-1 dawało pewien spokój ducha załodze, ale nie taki, by być pewnym przewag.
W pierwszym wyścigu Ainslie wypracował przewagę we wczesnej fazie walki, na pierwszym znaku Land Rover BAR miał już 26 sekund przewagi i utrzymywał ją do połowy dystansu, ale atak Burlinga między 5 i 7 odcinkiem trasy okazał się nie do odparcia. Na mecie różnica wyniosła 31 sekund. Wynik 4–1 oznaczał zwiększenie presji na Brytyjczyków i przymus zwycięstwa. Wtedy jeszcze dali radę, wygrali następną rywalizację z przewagą 20 sekund na mecie, poprawili rezultat na 4-2.