Korespondencja z Sewilli
Nie było husarii, ani obrony Częstochowy. Polacy zagrali w Sewilli rozważnie, nie romantycznie. Dokładnie tak, jak pozwalały nam umiejętności. To był jeden z tych meczów, które mogą stworzyć drużynę.
Sousa zapowiadał, że nasi zawodnicy muszą pokazać na boisku więcej agresji. - Nie chodzi o to, byśmy zachowywali się tak w ostatnich minutach, gdy gonimy wynik, tylko od początku - wyjaśniał. I faktycznie widzieliśmy nie tylko zespół aktywny, ale także zdyscyplinowany.
Były spokój, rozsądek oraz asekuracja w obronie. Polacy wyglądali na drużynę pewną swoich umiejętności, dojrzałą. Rywale przez dwadzieścia minut oddali tylko jeden celny strzał. Gospodarze wykazali się jednak cierpliwością. Dłubali, dłubali, aż wydłubali.
Gerard Moreno wstrzelił piłkę po ziemi w pole karne, a tam nogę dołożył do niej Alvaro Morata, którego przed meczem był bohaterem prześmiewczych memów, a kibice i dziennikarze za nieskuteczność odsyłali na ławkę rezerwowych. Błąd w kryciu popełnił Bartosz Bereszyński.