Gulbis to po polsku łabędź. Na Łotwie nazwisko dość popularne, także dlatego, że wśród Gulbisów milioner jest niejeden. Ernests bogactwo dostał z domu. Zapewnił je ojciec Ainars – bankier inwestycyjny, śmiało można dodać – oligarcha. Oceniany na trzeciego, czasem czwartego bogacza na Łotwie.
– Nie wiem, czy jest bardzo, bardzo bogaty. Nie mam pojęcia, ile ma pieniędzy – twierdzi syn. Ernests lubi mówić, dziennikarze lubią słuchać, bo wiedzą, że w jego słowach nudy nie będzie. – To prawda, że ojciec podrzucał cię learjetem na turnieje ITF? – zapytali. – Tak, mam jeszcze helikopter, łódź podwodną i pojazd kosmiczny – brzmiała odpowiedź.
Matka Ernestsa to Milena Gulbe-Kavace, aktorka, córka Uldisa Pucitisa, też aktora i uznanego reżysera. Miała plan, by jej Ernests (imię po Hemingwayu – czytanie to pasja obojga rodziców) został aktorem. Debiutował w filmie dziadka, przy boku matki, gdy miał sześć lat, i mówiono, że widać naturalną smykałkę.
Rodzice rozwiedli się, gdy chłopak był jeszcze mały. – Ale Ainars nie jest z tych ojców, co znikają z życia po rozwodzie. Dawał i daje mu na wszystko – dodaje pani Milena.
Nutella była ważniejsza
Na tenis też dawał, ile trzeba. Z pasją sportową młodego Gulbisa jest tak, jak z jego całym życiem. Kto chciał, ten doszukiwał się czegoś w genach (dziadek od strony ojca, Alvils Gulbis, to był niezły koszykarz, reprezentant ASK Ryga, mistrzów Euroligi i mistrzów ZSRR w latach 50.), ale prawda była bardziej banalna. Do tenisa Ernestsa zachęciła babcia Irina, mama Mileny. Sama kiedyś zobaczyła turniej w Rydze, zaczęła odbijać piłki z kolegami z instytutu, potem namówiła wnuka.