W ostatnim Turnieju Czterech Skoczni występ Szwajcara Simona Ammanna pewnie pozostałby niezauważony, gdyby nie buty pokryte czarnym materiałem. Skoczek nie pokazywał ich nikomu, chował je do pokrowca natychmiast po wykonanych próbach, ale i tak wszyscy wkrótce odkryli, że to kolejna nowinka technologiczna, której użył czterokrotny mistrz olimpijski, by jeszcze raz przechytrzyć rywali. Buty zostały wykonane z karbonu, a nie tak jak większość ze skóry. Często stosują je obecnie biegacze narciarscy. Szwajcarzy prowadzą nad nimi prace od nieudanych dla Ammanna igrzysk w Soczi. Wiadomo, że są lżejsze i zapewniają lepszą kontrolę podczas lotu. Na razie magicznego działania nie widać, bo Ammann wyniki ma przeciętne.
W przeszłości jednak to właśnie Szwajcar pokazał, że technologiczny wysiłek jest tak samo ważny jak fizyczny. Podczas igrzysk olimpijskich w Salt Lake City w 2002 roku zastosował smary w sprayu. Wtedy zdobył swoje pierwsze dwa złote medale olimpijskie. Nikt jego rozwiązania nie traktował poważnie, lecz gdy w 2010 roku w Vancouver skakał na nartach ze specjalnymi wiązaniami i wygrał konkursy na skoczni normalnej i dużej, protest złożyli Austriacy.
W wiązaniach tych wprowadzono specjalny metalowy bolec zamiast pasków łączących piętę buta z nartami. Dzięki temu narta mogła szybciej reagować na najmniejszy ruch skoczka. Nowe rozwiązanie zapewniało również łatwiejsze lądowanie. Ammannowi dodano jeszcze do wiązań wygięty aluminiowy bolec i w ten sposób narta mogła „łapać" więcej powietrza. Wzmogło to dyskusje, czasami podejrzenia, ale złotych medali nikt Szwajcarowi nie zabrał.
Manekin z drukarki
W skokach nie da się odnieść sukcesu bez inwestycji w nowoczesny sprzęt i nowatorskie metody treningowe. Nie znamy wszystkich szczegółów, kto co wymyślił, zwłaszcza w tym sezonie, kiedy liczące się reprezentacje w tajemnicy testują rozwiązania przed igrzyskami.
Standardem jest wizyta zawodników w tunelu aerodynamicznym. Zebrane dane służą potem do właściwego doboru kombinezonów i odpowiedniego ustawienia pozycji podczas lotu. Dlatego też latem ubiegłego roku polscy zawodnicy odbyli kilka sesji w warszawskim Instytucie Lotnictwa. Badania przeprowadzono we współpracy z Instytutem Sportu. Kadrowicze na zawieszonych linach imitowali skok w strumieniu powietrza wiejącego z prędkością 100 km/godz.