Owszem, pewne nazwiska wydawały się już zapomniane – np. Marek Saganowski – inne pojawiły się w powołaniach w ostatniej chwili – np. Dawid Janczyk – ale trzęsienia ziemi a la Paweł Janas nie było. I nie mogło być. Beenhakker od dawna wysyłał sygnały, że czas wielkich eksperymentów i budowy zakończył w eliminacjach, potem sprawdzał już tylko zapasowe części. Na wymianę którejś z podstawowych zdecyduje się jedynie wtedy, gdy dostanie nową z zagranicy, ale sprawa paszportu dla Rogera przeciągnęła się poza termin ogłoszenia wstępnej kadry. U Saganowskiego Holender docenił zapewne pracowitość – bo raczej nie skuteczność – a u Janczyka szybkość i nieprzewidywalność. Był też konsekwentny. Obiecał Arturowi Wichniarkowi, że jeszcze da mu szansę, i słowa dotrzymał, choć z opóźnieniem. Nie był nigdy przekonany do ligowych gwiazd Wisły Marka Zieńczuka oraz Pawła Brożka. Zdania nie zmienił. Pozostał też obojętny na dobrą formę tych, z którymi od początku było mu nie po drodze, choćby Adriana Sikory czy Bartosza Bosackiego. Takie jest prawo trenera. Luis Aragones na przykład uparł się, by do hiszpańskiej reprezentacji nie brać Raula, i jak dotąd dobrze na tym wychodzi, choć długo się wydawało, że chodziło mu tylko o zrobienie na złość podpowiadaczom.

Ostateczna kadra będzie znana 28 maja, z obecnej wykreślonych zostanie dziewięć nazwisk (zostawiamy miejsce dla Rogera), ale już dziś wiadomo, że Beenhakker w porównaniu z Janasem i Jerzym Engelem okazał się najbardziej przewidywalny. Nikt tym razem nie powie, że trener rozbił powołaniami grupę i zepsuł atmosferę. Również dlatego, że grupy starszych w tej drużynie nie ma, zwłaszcza w wersji z czasów Engela. Nie grozi też reprezentacji strajk w obronie pominiętego kolegi ani konflikt o pieniądze z reklam. Więzi między zawodnikami są słabsze niż te, które łączą ich z trenerem. Każdy z nich dostaje od niego zadanie do wykonania i jest z niego indywidualnie rozliczany według przejrzystych kryteriów. Beenhakker wczoraj dał wielu z nich sygnał: macie moje zaufanie, to, jak wam się wiodło w ostatnich miesiącach, odkreślamy grubą kreską. Teraz przed wami najważniejsze zadanie: być w czerwcu w takiej formie, w jakiej w eliminacjach bywaliście jesienią. Trudno znaleźć piłkarza, który mógłby drużynę uratować w trudnych chwilach, a został przez Beenhakkera pominięty. Kadra nie potrzebuje dziś zbawcy, wystarczy jej ciężka praca. Mundialu w Korei i Japonii Polska nie przegrała dlatego, że zamiast Tomasza Iwana pojechał Paweł Sibik, lecz przez błędy obrońców i drżące nogi pozostałych. W Niemczech cztery lata później też bardziej niż Jerzego Dudka i Tomasza Frankowskiego brakowało planu B na mecz z Ekwadorem. Czy tym razem uda się wyjść z grupy, nie sposób przewidzieć, ale na pewno łatwych wymówek piłkarze będą mieli mniej.