Tenis na igrzyskach ma tym razem szczęście. Gdy miesiąc po wimbledońskim finale marzeń na turniej przyjeżdżają dwaj najlepsi na świecie, gdy numer 2 stanie się numerem 1 dzień po zakończeniu rywalizacji olimpijskiej, to trudno, żeby nie czekać z niecierpliwością na to, co przyniesie osiem dni gry na kortach w Pekinie.
Roger Federer z niesłabnącym optymizmem zapewnia, że duch w nim nie gaśnie, że tytuł mistrza olimpijskiego ceni jak wielkoszlemowy, że wygrać z Nadalem wciąż może. – On ma 22 lata, ja 27, czuję, że możemy jeszcze rozegrać 20 wspaniałych spotkań – mówił. Nie mówił, jak to zrobić, o to zresztą nikt Szwajcara przez grzeczność nie pyta. Jak pytać, skoro podczas każdego spotkania z Federerem słyszymy ostatnio to samo: mam dobry rok, porażka w Wimbledonie nie przekreśla całego sezonu, parę innych przegranych meczów nie znaczy, że już się kończę, moja rywalizacja z Nadalem to coś wyjątkowego, to najlepsze, co możemy dać tenisowi.
Z ostatnim zdaniem trzeba się zgodzić. Szwajcar i Hiszpan stali się dla Chińczyków, i nie tylko dla nich, postaciami kultowymi, trochę jest z tym problemów, gdy pokazują się publicznie, ale jeśli dojdzie do wymarzonego finału, to nikt nie zaprzeczy, że warto było przywracać tenis igrzyskom.Ambicje Federera wspiera fakt, że w swojej połówce drabinki nie ma głównych rywali. Nadal i Novak Djoković oraz Andy Murray, ostatni zwycięzca z Cincinnati Masters, muszą między sobą walczyć o finał olimpijski. Fachowcy przypominają, że Szwajcar nigdy nie miał kłopotów z wygrywaniem w upale i przy dużej wilgotności. W piątek w Pekinie, w dniu swych 27. urodzin, znów był chorążym ekipy – po raz pierwszy niósł flagę w Sydney. – Spotkanie z dziewczyną, Mirką Vavrinec, było chyba jednak przyjemniejsze, jesteśmy już ze sobą osiem lat, a flagę trzymałem dziesięć minut – ocenił po latach.
Jeśli dodać, że kupił zachwyt chińskich gospodarzy stwierdzeniem, iż gaszenie znicza olimpijskiego i protesty w sprawach Darfuru i Tybetu nie są mu bardzo bliskie, mamy obraz niemal idealnego olimpijczyka. Gdyby nie zamieszkał w hotelu, tylko z kolegami w wiosce, trudno byłoby znaleźć skazę.
Rafael Nadal, pierwszy od 28 lat tenisista, który wygrał w jednym roku Roland Garros i Wimbledon, mówi mniej. Mieszka w wiosce jak szeregowy olimpijczyk i nie jest mu lekko. – Nie zliczę sportowców, którzy chcą mieć ze mną zdjęcie lub mój autograf. Trwa to długo, nie mogę się idealnie przygotowywać – opowiadał dziennikarzom. Cztery lata temu był kontuzjowany, reprezentacja Hiszpanii nie miała z niego pożytku. Pierwszy mecz gra z Włochem Potito Starace, i kto potraktuje poważnie zdanie, że to trudny rywal. Hiszpan też musi wygrywać do końca, szukanie innych uczestników meczu o złoto mija się z celem, nawet jeśli Djoković umie wygrać ze swymi wielkimi rywalami.