Do tego wypadku polskie prawo nie ma zastosowania (zasada terytorialności), ale podobny może się zdarzyć każdego dnia na którymś z polskich boisk czy podczas innych zawodów. Nie ma wątpliwości, że w skutkach kontuzje sportowe są równie ciężkie jak pospolite pobicie czy podobne przestępstwa.
[srodtytul] Boisko ma swe prawa[/srodtytul]
Choć jednak miliony rodaków regularnie uprawia jakiś sport i wielu pada ofiarą kontuzji, polskie prawo staje jakby z boku tej sfery, a kodeks karany nie mówi w ogóle o ryzyku sportowym. Nie widać też by nasi rodacy nawet przy poważnych kontuzjach biegli do prokuratora skarżyć na kolegę z boiska czy do sądu po odszkodowanie. Zapewne jest tak nie dlatego, że wśród uprawiających sport dominują dżentelmeni, którzy nie żywią urazy do faulujących ich kolegów. Jest to skutek naturalnego przekonania, że tak jak zwykłe karcenie dziecka przez rodzica nie jest pobiciem, tak samo swoją specyfikę mają urazy, kontuzje sportowe.
— Jeśli ktoś uprawia boks to kiedyś dostanie w twarz, a nawet dozna wstrząśnienia mózgu, jeśli dziecko gra w piłkę, to kiedyś wróci z rozwalonym kolanem — to naturalne wskazuje dr Michał Królikowski, karnista z UW. — W sferze sportowej poziom od którego zaczyna się ochrona prawna takich dóbr jak zdrowie czy życie jest wyżej wyznaczony.
Kodeks karny nie wymienia jednak ryzyka sportowego wśród okoliczności (tzw. kontratypów) wyłączających odpowiedzialność karną, sprecyzowane jest ono przez naukę prawa oraz orzecznictwo. Zgodnie wymienia się trzy podstawowe wymagania „zalegalizowania” ryzyka sportowego: dana dyscyplina musi być legalna (nie np. street racing); gra ma cel sportowy (a nie np. wyłącznie hazardowy); a zawody prowadzone są zgodnie z jej regułami, w szczególności ostrożności.