Pierwsze Grand Prix na torze w Abu Zabi, pustynnym emiracie, którego roponośne piaski pomagają szejkom ignorować globalny kryzys, będzie siedemdziesiątym i ostatnim występem BMW jako fabrycznego zespołu w Formule 1. Wyścig rozpocznie się przy świetle dziennym, a zakończy po zmroku – i zachód słońca nad malowniczym torem będzie jednocześnie symbolicznym zmierzchem niemieckiego producenta w królewskiej kategorii wyścigowej.
Przygoda fabrycznej ekipy BMW z Formułą 1 nie trwała długo i zakończyła się po pierwszym poważniejszym niepowodzeniu. Przez trzy pierwsze sezony wszystko działało jak w zegarku i ekipa pod wodzą Mario Theissena z roku na rok pięła się w górę stawki. Od regularnego zdobywania punktów poprzez wizyty na podium po pierwsze zwycięstwo w połowie sezonu 2008.
W tym roku Robert Kubica i Nick Heidfeld mieli włączyć się do walki o mistrzowskie tytuły, lecz szybko okazało się, że projektowany z myślą o systemie KERS samochód im na to nie pozwala. Zarząd BMW tłumaczył dezercję z Formuły 1 zmianą strategii promocyjnej. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że gdyby biało-granatowe auta nadal jeździły w czołówce stawki, to wyścigi Grand Prix świetnie pasowałyby do korporacyjnej strategii BMW.
Wydaje się, że BMW Sauber zanurkowało w kierunku dna właśnie za sprawą działań, które bardziej przystoją globalnej korporacji, niż zespołowi wyścigowemu. Kiedy w połowie sezonu 2008 Kubica wygrał wyścig w Kanadzie, wypełniając założenia szefostwa zespołu na ten rok, wysiłki inżynierów i projektantów zostały natychmiast skierowane na rozwój przyszłorocznego samochodu – choć była szansa na mistrzowski tytuł, co zresztą udowodnił polski kierowca, niemal do końca sezonu utrzymując się w ścisłej czołówce punktacji. Mimo, że pod względem osiągów jego sprzęt, pozbawiony poprawek i unowocześnień, ustępował w drugiej części sezonu już nie tylko Ferrari i McLarenom, ale także wyścigówkom Renault czy Toyoty.
Takie podejście nie powinno mieć miejsca w Formule 1, gdzie po prostu trzeba wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, bo nie wiadomo, czy szansa na sukces się jeszcze kiedykolwiek powtórzy. Mówił o tym w zeszłym roku Kubica i niestety ponure proroctwa polskiego kierowcy się sprawdziły. Zamiast walki o mistrzowski tytuł, w sezonie 2009 były kompromitujące awarie i powolna jazda w ogonie stawki. Znów zawiodła strategia: najpierw postawiono na KERS, a po kilku wyścigach z niego zrezygnowano.