Niedzielne popołudnie, centrum Whistler, eleganckiego kurortu położonego dwie godziny jazdy autobusem na północ od Vancouver. Domy kosztują tu po kilkanaście milionów dolarów, a wynajęcie apartamentu w trakcie igrzysk nie jest na każdą kieszeń.
Nieco wyżej nad miastem, w Whistler Olympic Park, skacze Adam Małysz i biega Justyna Kowalczyk. Hokeistów tu nie ma. Grają w Vancouver i jak twierdzą nie bez racji gospodarze, tam są prawdziwe igrzyska. Złośliwi mówią, że Kanadyjczycy mają najmocniejszy zespół, ale na papierze. Były hokeista NHL Mariusz Czerkawski uważa, że mocniejsi są Amerykanie, i stawia na ich końcowy sukces. Swoich zwolenników mają też Rosjanie, Szwedzi i Finowie.
W każdej z tych drużyn aż roi się od gwiazd najsilniejszej ligi świata. Na okres igrzysk przyjaciele stają się wrogami, walczą dla swoich krajów, ale później wrócą do klubów i znów wszystko będzie po staremu. Kiedy rozpoczynał się mecz Kanada – USA, w Whistler wzięcie miały jedynie restauracje i puby, w których można było zobaczyć to spotkanie. Miało dać odpowiedź na pytanie, która z tych drużyn jest lepsza, niczego jednocześnie ostatecznie nie rozstrzygając. Zwycięzca zapewniał sobie wprawdzie automatycznie awans do ćwierćfinału, ale pokonany też nie tracił szans, by się tam znaleźć.
Kiedy w 41. sekundzie spotkania Brian Rafalski, obrońca Detroit Red Wings, zdobywa prowadzenie dla USA, kolorowy tłum wypełniający centrum Whistler milknie. Kibice amerykańscy są w mniejszości, ale mają swoje pięć minut. Wkrótce cichną, bo Eric Staal strzela na 1:1. Wysoki (191 cm), dobrze zbudowany (93 kg) napastnik Carolina Hurricanes ma trzech braci, którzy też grają w NHL w amerykańskich klubach. Jordan w Pittsburgh Penguins, Marc w New York Rangers, a Jared w Phoenix Coyotes.
Młodzi ludzie siedzą na ziemi, choć temperatura wieczorem spada poniżej zera. Wiele par ogląda mecz, przytulając się do siebie. On wpatrzony w ekran, ona w niego. A emocje są coraz większe. Mecz jest zadziorny, pełen błyskawicznych zwrotów akcji. Gospodarze znów milkną, bo Rafalski, amerykański hokeista polskiego pochodzenia, raz jeszcze wygrywa pojedynek z Martinem Brodeurem, bramkarzem Kanadyjczyków.