[link=http://blog.rp.pl/blog/2010/06/02/lewy-prosty-to-za-malo/]skomentuj na blogu[/link]
Krzysztof Włodarczyk, mistrz świata prestiżowej organizacji WBC w wadze junior ciężkiej, zawodowy kontrakt podpisał, mając 19 lat, bo nikt go nie namawiał, by poszukał jeszcze szans w amatorstwie, choć był wicemistrzem Polski seniorów i miał na koncie medal mistrzostw Europy kadetów. Dlatego przyjął propozycję Andrzeja Wasilewskiego, bardzo młodego wtedy promotora.
Albert Sosnowski mniej więcej w tym samym czasie podpisał kontrakt z kolegą z sekcji kick-boxingu Krzysztofem Zbarskim, który postanowił stworzyć bokserską grupę. „Smok”, który wcześniej trenował zapasy, szermierkę i grał w piłkę nożną w Hutniku Warszawa, miał zaledwie 17 lat, gdy zdobył mistrzostwo Europy w kick-
-boxingu. Nie stoczył żadnej amatorskiej walki bokserskiej, ale na zawodowym ringu przez 12 lat wygrał już 45, zdobył mistrzostwo Europy w wadze ciężkiej, a w minioną sobotę walczył o mistrzostwo świata WBC z Witalijem Kliczką.
Przegrał przez nokaut w dziesiątej rundzie, ale wstydu nie przyniósł, choć nie brakuje głosów, że dwumetrowy Ukrainiec znokautował go dopiero wtedy, gdy w niemieckiej telewizji RTL wyemitowano już wszystkie reklamy. Nie zmienia to faktu, że 50 tysięcy widzów w Veltins Arena w Gelsenkirchen żegnało Sosnowskiego brawami, dziękując za dzielną postawę, obaj bracia Kliczkowie ściskali mu dłonie, a ci ważni ludzie boksu, którzy nie znali go wcześniej, podkreślali jego nazwisko w notesach.