Contador jest zawieszony tymczasowo, Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) ociąga się z podjęciem dalszych decyzji w sprawie najlepszego zawodnika ostatnich lat.
Ta wstrzemięźliwość jest spowodowana m.in. niejasnym podziałem władzy nad przypadkami dopingu między UCI i Światową Agencją Antydopingową (WADA). UCI najchętniej zamiotłaby aferę pod dywan, dlatego właśnie tak długo zwlekała z jej ujawnieniem. Ale władze kolarstwa wiedzą, że łagodna kara dla Contadora (pojawiały się pomysły, by zawiesić go tylko na trzy miesiące, bo clenbuterolu w próbce moczu pobranej podczas Tour de France było tak mało, że jeszcze niedawno nie wykryłoby tej ilości żadne laboratorium) byłoby wyzwaniem rzuconym WADA. A agencja nie ma zamiaru stosować taryfy ulgowej. Za takie przewinienia wymierza zwykle dwa lata zawieszenia.
Dyrektor generalny WADA David Howman przypomniał wczoraj, że historie o zanieczyszczonej żywności, która spowodowała pozytywny wynik testu, przedstawiciele agencji słyszą od sportowców bardzo często, ale nie dają im wiary.
–Nie mówimy, że to niemożliwe. Ale bardzo trudno udowodnić, że doping pochodził rzeczywiście z żywności – mówi Howman. Jak zapewnia, WADA poczeka cierpliwie na przesłuchania Contadora. – Kiedyś przecież UCI musi je zorganizować, prawda? Na Floyda Landisa (inny zwycięzca TdF złapany na dopingu) czekaliśmy rok.
Z ukaraniem Contadora również za cząstki polimeru znalezione w innej próbce, i dające prawo do przypuszczeń, że Hiszpan przetoczył sobie swoją krew, może być problem.