Zaatakowali system, a system ani drgnął. Nie było ich miliony, jak sobie wymarzył Eric Cantona, tylko setki. A sam idol nowej rewolucji zatrzymał się w pół drogi. Uprzedził odpowiedni oddział BNP Paribas, że 7 grudnia, w umówionym dniu wycofywania oszczędności z banków przez wszystkich, którym miła jest walka z kapitalizmem, przyjdzie po pieniądze. Po, jak przekazał, „więcej niż 1500 euro”.
Przy okienku się jednak nie pojawił. Podobno przelał 750 tysięcy euro z konta w ekskluzywnym banku Leonard na konto w Credit Agricole, banku rolników i klasy pracującej. Ale nie o to przecież w tej akcji chodziło, tylko o wypłatę gotówki, podłożenie bomby pod system bankowy przez pozbawienie go płynności.
Trudno przypuszczać, że Cantona jednak przyszedł wypłacić swoją fortunę z kont i wyładował torby pieniędzmi, tylko odszedł z nimi niezauważony. Wspomniany oddział Paribas jest w zaledwie 10-tysięcznym Albert. Były piłkarz kręci tam teraz film. O rabusiu napadającym na banki.
[srodtytul]Tyrada marzyciela[/srodtytul]
Dla banków 7 grudnia okazał się dniem jak co dzień, pomijając nieliczne protesty przed niektórymi oddziałami. Na stronach internetowych akcji Stop Banque i BankRun 2010 zgłosiło się kilkadziesiąt tysięcy chętnych, ale zdecydowana większość ograniczyła się do poparcia, bez działania.