Mówiło się latami, a fakty to potwierdzały, że nie ma na świecie takiego trenera, który ze zdolnych Greków potrafiłby zbudować dobrą reprezentację. O ile technika była zawsze ich mocną stroną, o tyle taktykę mieli za nic. I robiąc dobre wrażenie, zwykle przegrywali.
Aż w końcu przed dziesięcioma laty pojawił się 63-letni niemiecki trener Otto Rehhagel i wszystkie teorie runęły. Po trzech latach Rehhagel, którego już wcześniej wysyłano na emeryturę, doprowadził Greków do mistrzostwa Europy. Po drodze pokonał dwukrotnie gospodarzy - Portugalczyków na ich podwórku. Już w trakcie turnieju mieliśmy świadomość, że Grecy nie pokazują niczego nowego, a ich sposób gry nie wejdzie jako obowiązujący do żadnych futbolowych szkół. Rehhagel połączył niemiecki rygor z greckim temperamentem i osiągnął sukces.
Jacek Gmoch, mieszkający w Atenach od trzydziestu lat, podkreśla, że nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie wieloletnia praca zagranicznych trenerów w greckich klubach. I wymienia siebie, Kazimierza Górskiego, potem z trudem przypomina sobie Andrzeja Strejlaua. Są też inni. Ferenc Puskas 40 lat temu doprowadził Panathinaikos do finału Pucharu Mistrzów.
Na Euro 2004 w Portugalii fundament reprezentacji Otto Rehhagela tworzyli Grecy, grający w zagranicznych klubach. Ale jechali do nich z dobrymi referencjami, tym bardziej, że Panathinaikos i Olympiakos co roku występują w Lidze Mistrzów. To jest baza dla reprezentacji, mimo że w obydwu klubach pracują zagraniczni trenerzy i piłkarze. I to jest ciąg dalszy tego, o czym wspominał Jacek Gmoch.